Quantcast
Channel: Groszki i róże...
Viewing all 136 articles
Browse latest View live

O tym dlaczego nie lubię postanowień noworocznych i co z tego wynika...

$
0
0
Witam wszystkich miłych groszkowo-różanych gości i podczytywaczy w Nowym Roku.
Myślę, że będzie to fantastyczny rok. Moja intuicja i wszelkie znaki na niebie i ziemi na to wskazują.
 Przecież w życiu tak wiele zależy od nas samych. Postarajmy się zatem, by był to wspaniały rok.
Jasne, że nie mamy wpływu na wiele sytuacji i zdarzeń, ale  to jak na te zdarzenia zareagujemy zależy wyłącznie od nas.
Buszowałam trochę po blogowym świecie i odkryłam wspaniały wpis na blogu
Autorka wpisu wpadła na świetny pomysł i poprosiła kilka znanych blogerek o rady na 2017 rok.
Poczytajcie, bo warto.
Mnie urzekła opowieść o żabach przytoczona przez Kamilę.
Jest tak fantastyczna, że pozwolę sobie zacytować ją w całości:


Były kiedyś dwie żaby, które wpadły do naczynia pełnego…śmietany. Od razu zdały sobie sprawę w jak beznadziejnej sytuacji się znalazły – utrzymanie się dłuższy czas na powierzchni gęstej masy było niemożliwością. Początkowo dwie żaby przebierały łapkami w śmietanie, aby dotrzeć do brzegów niewielkiego naczynia, niestety każda próba kończyła się wielkim rozczarowaniem. Traciły nadzieję i pomału tonęły… Jedna z żabek, nagle powiedziała na głos: – Już dłużej nie mogę. Stąd nie ma wyjścia. Nie chcę przedłużać mojego cierpienia i tak umrzemy. Nie ma sensu się męczyć!  I poddała się…  Po chwili była już na dnie białej, gęstej masy. Druga żaba obserwując koleżankę, chwilę zamyśliła się i wykrzyknęła: – Nie ma stąd wyjścia! Tutaj nie można ruszyć się w żadną stronę, ale nie chcę umierać! Będę walczyć do ostatniego tchu.  Mijały kolejne godziny, a żaba przebierała łapkami w tym samym miejscu. I nagle śmietana zamieniła się w…masło!

Historia zaczerpnięta została z książki "Pozwól, że Ci opowiem...", której autorem jest Jorge Bucay (lekarz i terapeuta).
Kochani, zadajmy sobie pytanie, jak często zdarza nam się być tą pierwszą żabą...
A przecież wszystko jest możliwe, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się niewykonalne.
Życzę Wam i sobie, byśmy w tym roku nie pozwolili sobie na tonięcie w śmietanie;-)

DLACZEGO NIE LUBIĘ POSTANOWIEŃ NOWOROCZNYCH

Bo tak łatwo sobie wiele obiecywać, a potem najczęściej niewiele z tego wychodzi. Zaczyna brakować wytrwałości, determinacji, motywacji. I piękne postanowienia, spisane w nowym kalendarzu, albo grubym zeszycie, zamiast radości przynoszą rozgoryczenie i poczucie winy. Tak często chcielibyśmy zjeść ciastko i mieć ciastko, a to się chyba nie uda. Jeśli chcę biegać co rano, to muszę zrezygnować z wylegiwania się w łóżku, a przecież to lubię... Chcę schudnąć, ale z drugiej strony dlaczego mam odmawiać sobie przyjemności jedzenia czekolady... Wykluczające się motywy.
Dlatego nie będę robiła listy cudów, jakich dokonam w 2017 roku;-) Plany owszem, z uwzględnieniem rzetelnej ścieżki ich realizacji. Marzenia, tak! Ale żadnej długaśnej listy postanowień
No, może tylko jedno: BĘDĘ SZCZĘŚLIWA!!! Po prostu...




MÓJ SPOSÓB NA SZCZĘŚCIE...

... można zamknąć w dwóch słowach: uśmiech i wdzięczność. Tylko tyle. Aż tyle...
Kochani, tak łatwo narzekać, marudzić, smęcić, zrzędzić. Tylko po co? Czy ułatwi nam to życie? Przysporzy przyjaciół? Zapewni wygraną na loterii? Pozwoli objechać świat?
O ileż łatwiej żyje się z uśmiechem na twarzy. Uśmiech przyciąga uśmiech i dobre zdarzenia. Czasem życie trochę nam dokucza. ale wtedy uśmiechajmy się tym bardziej. Spróbujcie, to działa!
Na FB zaproponowałam, by rok 2017 ogłosić Rokiem Uśmiechu. Co Wy na to?

I drugi klucz do szczęścia: wdzięczność. Przeczytałam gdzieś zdanie, które sobie wynotowałam i które chcę Wam teraz zacytować: "Zdaniem Mistrza Eckharta, jeśli mielibyśmy pomodlić się tylko raz w życiu, modlitwa ta powinna brzmieć: "dziękuję". Każdego dnia spotyka nas mnóstwo zdarzeń za które możemy być wdzięczni. Czasem je przegapiamy, uważamy za oczywiste. Warto codziennie wieczorem przywołać to, za co chcielibyśmy podziękować. Zobaczycie, jak tego dużo.
Wdzięczność ma ogromną moc, potrafi uskrzydlać, przyciąga dobro i obfitość, pozytywnie wpływa na nasz nastrój i nastawienie do życia. Dlaczego z tego nie skorzystać?
Spróbujmy zaczynać i kończyć dzień słowem "dziękuję". Zobaczycie, że zaczną dziać się cuda;-)


I jeszcze słów kilka na zakończenie: pogoda płata figle. Wczoraj był przejrzysty i słoneczny dzień, a dzisiaj sypnęło śniegiem. Sceneria robi się bajkowa.
Ciekawe, czy zima zagości na dłużej, czy tylko postraszy?
Wczorajszy dzień był stworzony do spacerów, więc grzechem byłoby z tego nie skorzystać;-)
Pamiętacie, jak w świątecznym poście pisałam Wam, że Boże Narodzenie przenosi mnie do czasów dziecięcych. Na wczorajszym spacerze przekonałam się, że nie tylko Boże Narodzenie;-)




Podobno powstają już place zabaw dla dorosłych. To chyba całkiem dobry pomysł:)

Pozdrowienia serdeczne wszystkim Wam ślę.
I jeszcze raz pięknego, pełnego uśmiechu roku życzę.

FLORENTYNA










Jeszcze w rytmie slow...

$
0
0

... z książką na kolanach, z kubkiem ulubionej zielonej herbaty z malinami, celebruję chwile.
Jeszcze nie muszę się spieszyć, pędzić by zdążyć z wszystkimi ważnymi sprawami.
Zapalam świece, dużo świec, w ich blasku świat nabiera przytulności i miękkości. Światło czyni cuda:)
Czas zwalnia, a ja delektuję się spokojem i kojącą ciszą.
Odkładam na chwilę książkę, by odwiedzić moje ulubione miejsca w wirtualnym świecie.
Podejrzeć, podczytać, poinspirować się, podładować akumulatory...
Fajny ten Internet;-)


Dziś na świecie trochę biało i zimowo.
Zimowa aura nie jest moją ulubioną, szczególnie w mieście.
Ale przyznać trzeba, że oszronione drzewa wyglądają bardzo malowniczo.
Oczywiście jak się je ogląda przez okno;-)))
Co innego w górach, gdzie zima na ogół prezentuje swoje najpiękniejsze oblicze.
W góry póki co nie wyjeżdżam. Miejską zimę kontempluję zza szyb.
Jutro pewnie wybiorę się na spacer.
Dzisiaj robię sobie wieczór wspomnień.
Taki mały przegląd roku, który już odszedł do przeszłości.
Był dobrym rokiem. Dużo się działo.
I w szkole i na warsztatach i w redakcji.
Intensywny, pracowity rok.

Styczeń sypnął śniegiem i nawet w mieście sceneria przez jakiś czas była bajkowa:


Nasze czwartkowe warsztaty od początku roku ruszyły pełną parą:


Było bukietowo i karnawałowo;-)
A jako, że karnawał 2016 był wyjątkowo krótki, a Wielkanoc wypadała bardzo wcześnie, więc już od lutego ruszyłyśmy ze świątecznym wiankowaniem.


W szkołach królowała florystyka ślubna:


Marzec całkiem już wiosenny i wielkanocny.
A i pogoda dopisywała, można było na spacerze do brzozy się przytulić;-)


Kwiecień, jak sama nazwa wskazuje, kwietny i kolorowy:


I maj, mój absolutny faworyt 2016:)

kolory, kolory, kolory:


spacery, spacery, spacery


Niezapomniana sesja dla NDiO-FLORA we wrocławskim Ogrodzie Botanicznym


Z ekipą z Edicusa dekoracje w kościele


Bogaty w wydarzenia, piękny i kolorowy maj:)

Czerwiec pod znakiem świtezianek:


W lipcu Galowice i warsztaty dla dzieciaków


W sierpniu cudne świętokrzyskie wakacje;-)
Zosiu - całusy ślę;-)


A od września, tradycyjnie znowu szkoła;-)
W tym roku już tylko LIDER!


W październiku spontaniczne krakowskie spotkanie po latach;-)


A w szkole i na warsztatach królowały dynie;-)





Z LIDERKAMI na Dolnośląskim Festiwalu Dyni w Ogrodzie Botanicznym


Październikowa aura sprzyjała leśnym spacerom:


W listopadzie na warsztatach już adwentowo:


W szkole kolorowo-bukietowo:


A we FLORZE funeralnie:


I już rok zbliża się ku końcowi;-)
W grudniu niepodzielnie królowały białe choinki.



I nowe wyzwanie: wolontariat  w stowarzyszeniu Pomocy "Iskierka"
Pierwsze kartki wykonane na zajęciach z dzieciakami:


I tak mój florystyczny rok dobiegł końca;-)
Działo się oczywiście o wiele wiele więcej niż można było zatrzymać w kadrze.
Kolorowy, pracowity, bogaty w wydarzenia rok.
Żegnam go uśmiechem i dziękuję za to, co mi przyniósł.
 Dziękuję też  za to, że był absolutnie wyjątkowy...

Pozdrawiam serdecznie wszystkich bywalców świata Groszków i róż.
Uśmiech ślę i życzę, by nawet w pochmurne dni uśmiechało się do Was słońce. 


FLORENTYNA

Ciemiernik biały - klejnot z ogrodów Królowej Śniegu. I dlaczego lubię czwartki;-)

$
0
0
" Zawilec rzadko kiedy w pojedynkę po lesie hasa,
Lubi raczej rodzinne pikniki,
Dlatego zawsze jest ich w lesie cała masa.(...)"
                                         Ludwik Jerzy Kern "Portrety kwiatów"




źródło zdjęcia:WIKIPEDIA



                           Co prawda nie zawilec, a ciemiernik biały wybrałam na tegoroczną roślinę stycznia, ale wiersza o ciemiernikach nie udało mi się znaleźć (ktoś zna jakiś? podeślijcie proszę). Posłużyłam się zawilcowym, z tej racji, że obie rośliny są ze sobą spokrewnione, należą do tej samej rodziny jaskrowatych (Ranunculaceae), a ciemiernik na swoich naturalnych stanowiskach, podobnie jak zawilec "rzadko kiedy w pojedynkę po lesie hasa";-)

A dziko "hasa" w Alpach, Apeninach i wschodnich Karpatach. Rośnie tam na śródleśnych łąkach i na leśnych obrzeżach. Tworzy skupiska podobne do naszych wczesnowiosennych zawilcowych łanów.
   Ciekawostką jest łacińska nazwa ciemiernika białego: Helleborus niger (czyli czarny, zupełnie na odwrót niż po polsku;-) Swoją polską nazwę zawdzięcza białym kwiatom. Nazwa łacińska natomiast wiąże się z barwą jego korzeni, które są tak ciemne, że prawie czarne.
A nazwa rodzajowa :Helleborus pochodzi z języka greckiego i oznacza "leczący szaleństwo".

A dlaczego klejnot w ogrodach Królowej Śniegu?
Ano z tej racji, że zakwita za jej panowania, chociaż pada śnieg, wieją zimne wiatry, a cała przyroda w uśpieniu czeka na nadejście wiosny.
Mój ciemiernik zawiązał pąki kwiatowe już w grudniu.
Nie wiem tylko, czy udało mu się przetrzymać mrozy w ostatnich dniach, bo zapomniałam go przykryć;-( Cóż, czas pokaże.
W krajach Europy Zachodniej nazywany jest "różą Bożego Narodzenia", bo kwitnie właśnie w czasie okołoświątecznym.
Jak głosi legenda, piękne kwiaty ciemiernika wyrosły z... łez ubogiego pastuszka, który podążając do Betlejem płakał, że nie ma nic, co mógłby ofiarować Boskiemu Dzieciątku.
I tu mała dygresja: cóż, może warto czasem popłakać, jeśli łzy mogą się zamienić w coś tak zachwycającego:)

Wróćmy do ciemiernika.
Miał być motywem przewodnim moich dzisiejszych warsztatów, stąd projekt tego wpisu.
Miał być... i nic z tego, ponieważ jakiś wyjątkowo zjadliwy wirus przerzedził mi grono warsztatowiczek i zmuszona byłam odwołać zajęcia:-(
A szkoda, bo w planie były małe graficzne formy z ciemiernikiem w roli głównej. Miał wystąpić w towarzystwie ciemnych, drapieżnych gałęzi jabłoniowych, z którymi jego delikatne płatki ciekawie kontrastują, szyszek, mchu, gałązek z porostami...
I nic z tego.
I nie mam zdjęć do pokazania.
Cóż, znów skorzystam z bogatych zasobów Internetu;-)
Ale to za chwilę.
Ponieważ oto właśnie doszłam do punktu, w którym chcę Wam wyjaśnić dlaczego lubię czwartki;-)
A lubię je bardzo i to nie ze względu na bliski weekend.
Już od dwóch lat czwartek to dzień naszych cotygodniowych warsztatowych spotkań.
A spotkania to fantastyczne, dają mi mnóstwo dobrej energii, motywacji do działania, radości, uśmiechu. Spotkania z gronem dobrych przyjaciół.
I wiecie co, kiedy nagle tego zabraknie, zaczyna się tęsknić...;-)
Przez te wirusy paskudne, egzaminy i inne kataklizmy, nasz warsztatowy rok rozpocznie się dopiero za tydzień.

Wróćmy jednak do ciemierników.
Pięknie prezentują się w zimowych, naturalnych aranżacjach:


zdjęcie pochodzi STĄD

Fantastyczne są także w swobodnych, nieformalnych bukietach ślubnych:


źródło zdjęcia: PINTEREST

Niestety, nigdy nikt nie zamówił u mnie bukietu ślubnego z ciemierników.
Ciekawe dlaczego, skoro to taki romantyczny i urokliwy kwiat...
Co prawda na giełdzie nigdy nie udało mi się spotkać ciemierników ciętych. Czy coś przegapiłam?
W grudniu można je kupić, ale tylko w doniczkach.
Po raz drugi: ciekawe dlaczego, skoro są bardzo trwałe,  podobno wytrzymują w wazonie nawet do dwóch tygodni (nie sprawdziłam tego, bo zawsze kupowałam doniczkowe).
Czy ktoś z Was ma jakieś doświadczenia z ciemiernikami jako kwiatami ciętymi? 
Dajcie znać, proszę.

Delikatna, porcelanowa struktura płatków ciemiernika doskonale komponuje się z transparentnym szkłem:


zdjęcie pochodzi STĄD

A tak kwitł mój ciemiernik kilka lat temu:


I na tym kończę moją krótką opowieść o ciemierniku białym.
Jeśli uda mi się jeszcze wykombinować  jakieś aranżacje z jego udziałem, to z pewnością Wam pokażę.

Pozdrawiam i jak zwykle duuużo uśmiechu ślę. (pamiętacie: rok 2017 Rokiem Uśmiechu;-)

Do napisania.


                     FLORENTYNA

Ps. 1 Ciemiernik jest TRUJĄCY!!!!
Ps. 2 W Polsce, w Bieszczadach dziko rośnie CIEMIERNIK CZERWONAWY, nazywany też ciemiernikiem purpurowym (Helleborus purpurascens)
Ps. 3 Do mojej mapy marzeń dodaję jeszcze jeden punkt: zobaczyć kwitnące ciemierniki w ich naturalnym środowisku;-)





Dlaczego nie lubię zimy i jak ją oswajam.

$
0
0
Nie lubię zimy i tyle.
Śnieg, mróz, szare dni to zdecydowanie nie moje klimaty.
O ile jeszcze zima grudniowa, przedświąteczna ma urok oczekiwania, o tyle ta styczniowo-lutowa, nawet jeśli biała i śnieżna, nie budzi mojej sympatii.
Od stycznia to ja już wiosny chcę;-)
I tak z dnia na dzień czekam, że może lada chwila się pojawi, może już jutro, może za dwa dni...
I tak sobie codziennie wiosny wyglądam, póki co bezskutecznie.
We Wrocławiu znowu śnieżnie i mróz trzyma (niewielki, ale dla mnie i tak za duży).

Obiektywnie rzecz biorąc zima prezentuje się całkiem ładnie:



Mogę popodziwiać jako ładny obrazek, ale i tak nie polubię;-)
Do wiosny daleko, do Wielkanocy daleko, do moich urodzin daleko (chociaż będą pierwsze w kolejności, jeszcze przed wiosną i przed Wielkanocą).
Ratunku, wychodzi na to, że urodziłam się zimą. Tyle lat minęło, a ja dopiero sobie ten straszny fakt uświadomiłam;-))) No ale taką zimą u progu wiosny;-)

A dlaczego zimy nie lubię?
Spróbuję w punktach:

 1. bo zimno i nos mi marznie;-)
 2. bo zanim wyjdę z domu muszę się ubierać, ubierać i ubierać...
 3. bo tak naprawdę, to biało jest w mieście tylko przez chwilę, a potem szaro i brzydko
 4. bo mi warsztatowiczki chorują i nie mogę prowadzić zajęć
 5. bo jest szaro i zdecydowanie za mało światła, a ja do światłolubnych należę
 6. bo jest ślisko i łazi za mną widmo złamanej nogi (no, nie daj Boże)
 7.bo muszę odkopywać samochód spod śniegu i skrobać szyby, co nie należy do moich        ulubionych zajęć;-)
 8. bo ciągle mi się spać chce; najchętniej zapadłabym w sen zimowy i obudziła się dopiero w  marcu;)
 9. bo brakuje mi  kolorów
10.bo dopadają mnie zimowe smuteczki:-(
11. bo do maja daleko, a ja tęsknię za majem (a dzisiaj tak jakoś szczególnie...)
12. bo...zima to po prostu nie moja bajka. I tyle:)

Sporo tego się uzbierało.

Ale przecież trzeba jakoś do wiosny dotrwać i tę nielubianą zimę oswoić, uprzyjemnić sobie, okiełznać;-)

MOJE SPOSOBY NA OSWAJANIE ZIMY


Brak światła rekompensuję sobie ciepłym światłem świec.
W ich blasku świat staje się przytulniejszy, cieplejszy, trochę tajemniczy.
Lubię świece i zapalam je zawsze, kiedy tylko mogę.
A najbardziej lubię, kiedy pachną wanilią, kawą lub cytrusami.



Zimę łatwiej też znosić z kubkiem ulubionej kawy z mlekiem i cynamonem.
Kiedyś nie przepadałam za kawą, a teraz piję kilka dziennie.
Jeśli ktoś lubi słodzoną, to można pokusić się o zrobienie cukru cynamonowego (wystarczy zmiksować w blenderze lub młynku do kawy szklankę cukru z łyżeczką startej kory cynamonowej). Doskonały do kawy lub gorącej czekolady. Ale uważajcie: pobudza apetyt.


źródło zdjęcia: PINTEREST

W zimowy czas przy życiu trzymają mnie książki moje ukochane.
Gdy tylko zdarzają się chwile, kiedy nie muszę nigdzie biec, nie wzywają obowiązki, mogę bezkarnie w domu poleniuchować, otulam się ciepłym pledem i znikam w książkowym świecie.
W zimie zawsze czytam najwięcej.
Mam pewien plan czytelniczy na ten rok, ale go nie zdradzę, dopiero, jeśli się uda.
Najchętniej czytam listy i biografie.
Ostatnio jednak czytam wszystko, jak leci, bo postanowiłam przeczytać książki, które mam na półkach i które wciąż czekają na swoją kolej.
Niektóre z nich wracają z powrotem na półkę, inne idą "do ludzi", a jeszcze inne "uwalniam" pozostawiając na ławce w parku (ale to raczej jak ciepło jest) lub na przystanku tramwajowym.

 .

Kolejny mój sposób na oswojenie zimy to listopisanie;-)
Odkryłam na nowo uroki papierowej korespondencji i oddaję się jej z ogromną przyjemnością.
Piszę sporo listów i : uwaga, uwaga!!!!! - otrzymuję listy!
Frajda ogromna.
O przyjemnościach płynących z papierowej korespondencji pisałam TUTAJ.
Namawiam Was gorąco: piszcie listy.
Myślę, że warto powrócić do tego zapomnianego zwyczaju.


A kiedy zima dokuczy mi bardzo bardzo, a wiosna wydaje się szczególnie odległa, funduję sobie domowe SPA i cudną, relaksującą, pachnącą kąpiel  z duuużą ilością piany:)
I tu można połączyć przyjemności: zapalam w łazience kilka cytrusowych świec i zabieram do wanny ulubioną książkę (mam takie, które mogę czytać w kółko i bez przerwy;-)
I znikam dla świata. I zapominam o zimie;-)


zdjęcie pochodzi STĄD

Zima to także brak kolorów. A ja jakoś szczególnie w tym roku kolorów łaknę.
Samą mnie to trochę dziwi, bo do niedawna przepadałam za barwami achromatycznymi, za kontrastami czerni i bieli (typowo zimowymi przecież)...
I monochromatyczność preferowana przeze mnie we florystycznych aranżacjach.


A tu nagle zmiana i obrót o 180 stopni! Kolorów chcę!!!
Taki też widzę mój rok 2017: KOLOROWY!!!
Skąd w zimie wziąć kolory?
Najlepszym na to sposobem jest powrót pamięcią do kolorowych majowych dni.
Ech, jak było barwnie...


Na fali zapotrzebowania na kolory zrobiłam taką wiązankę dla najnowszego numeru 


Gdybym nie wiedziała, że to naprawdę mój bukiet, to nigdy bym na to nie wpadła;-)))
Tak kolorowo nie działałam dotychczas.

I tak pokrótce przedstawiają się moje sposoby na oswojenie i uprzyjemnienie sobie zimy.
A jakie są Wasze?
A może po prostu zimę lubicie i nie musicie sobie umilać czasu oczekiwania na wiosnę ?

Lada dzień przedstawię Wam mój tegoroczny styczniowy wianek.
Tak bardzo inny od ubiegłorocznego, zimnego biało-czarno-zielonego.
Tegoroczny będzie ciepły, barwny i aromatyczny;-)
Ale to już następnym razem.

Pięknych i kolorowych dni życzę wszystkim, którzy tu zajrzeli.
Pozdrowienia i jak zwykle duuuużo uśmiechu.


                         FLORENTYNA

Rozpoczynam poszukiwanie wiosny;-) Odsłona pierwsza.

$
0
0

Znaleźć próbuję ją w drzewach 
brzemiennych w pąki.
Niech śpiewa
głośno przez łąki.
Kiedy ją wreszcie dostanę,
porwę, gdzie słońcem pijane
drą się się skowronki 
                                                      (Stefan Sokołowski) 

 Ponieważ baaardzo już za nią tęsknię i nie mogę się jej doczekać, zacznę ją tropić i szukać jej przejawów, choćby śladowych, najdrobniejszych...
Wczoraj na FB moja przyjaciółka, wiedząc o tym, że wiosny pragnę jak kania dżdżu, podrzuciła mi takie zdjęcie:



Ponieważ to było wczoraj, więc licząc od dzisiaj to już tylko 54 dni!!!
Czas pracuje dla nas, kochani;-)

Nie jestem człowiekiem zimowym, o czym informowałam Was w poprzednim wpisie.
Jestem ciepłolubna, światłolubna, kwiatolubna, zapacholubna... etc.
Dawno, dawno temu, nastolatką będąc, przeczytałam w mojej ukochanej Filipince (ach co to było za cudne pismo, dzisiaj już takich nie robią;-), że wiosna przychodzi nie wtedy, kiedy pokazuje kalendarz, ale wtedy, kiedy się ją poczuje;-)
I tak moi kochani tegoroczna wiosna zapukała do moich drzwi 4 stycznia, a 5 potwierdziła i ugruntowała swoją obecność.
Tak więc już od pierwszych dni stycznia "zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną" jako rzecze poeta;-)
Ach, co za stan cudowny. Wiośnieję sobie co dzień bardziej.
I nie przeszkadza mi nawet katar i drobne niedogodności zdrowotne;-)
Dzisiaj we Wrocławiu od rana świeciło słońce, więc postanowiłam wydać wojnę wirusom i wyprowadziłam swój katar na spacer;-)
Pierwsze swe kroki skierowałam ku ciemiernikowi, by sprawdzić jak się miewa po okresie mrozów.
I wiecie co, chyba udało mu się przetrwać.



Trochę poturbowany, trochę przybrązowiały mu pąki, ale myślę, że zakwitnie.
Zdjęcie nieszczególne, ale lepszego mój telefon nie chciał wykonać, a bardzo chciałam Wam mój dzielny, odporny na mrozy ciemiernik pokazać.
Pokrzepiona na duchu dzielnością mojego kwiatka, poszłam dalej szukać śladów wiosny.
Zdecydowanie przygotowuje się już do niej mahonia, której pąki kwiatowe wyglądały dzisiaj tak:

Mam nadzieję, że za niedługo będą takie:


Pomimo, że dzień dzisiaj był słoneczny, to jeszcze na trawnikach leży brudny przyszarzały śnieg:



Liczę na to, że niedługo stopnieje, a wyglądająca spod niego trawa zrobi się bardziej zielona:)
Miejscami śniegu było znacznie więcej, ale spod niego wyłaniały się gdzieniegdzie zielone zwiastuny zbliżającej się nieuchronnie wiosny.



Też im się spieszy, też nie chcą czekać zbyt długo, podobnie jak ja...

To pierwsze przejawy wiosny, jakie udało mi się dzisiaj znaleźć.
Tylko podczas krótkiego spaceru, tylko blisko domu.
Jak wirusy mi trochę odpuszczą, powędruję dalej, poszukam dokładniej.
Myślę, że teraz już niemal codziennie będą się pojawiać nowi wiosenni prekursorzy;-)
Póki co poszukałam też wiosny nieco bliżej: na parapecie okiennym.
Tutaj zdecydowanie bardziej kwitnąco i pachnąco:



Hiacynty pachną upojnie. Lubię ten zapach. 
A z kolei szafirki zachwycają swoją eteryczną urodą.



Ten hiacyntowo-szafirkowy zawrót głowy zaspokaja póki co mój apetyt na kolory;-)
Ale tęsknię już bardzo za wiosną majową:)
Z jej oszałamiającą feerią barw.
Taką wiosną na przykład:



Zdjęcie zostało zrobione w maju ubiegłego roku we Wrocławskim Ogrodzie Botanicznym.
Aranżacja dla NDiO-FLORA
Autorem zdjęcia jest Paweł Stafij
Ach te kolory, te zapachy. Dla mnie taki barwny i ciepły czas mógłby trwać przez cały rok;-)
Jestem dobrej myśli i wierzę w to, że moje zaklinanie i przywoływanie wiosny spowoduje jej rychłe nadejście.
Pozdrawiam Was słonecznie, z uśmiechem i w bardzo wiośnianym nastroju.
Pomimo, że chwilowo uziemiona w domu, nie tracę wiosennego stanu ducha.
Korzystam z niespodziewanego urlopu, czytam, piszę, planuję zajęcia, projektuję wiosenne kompozycje.
Czytam właśnie "Powiedz życiu tak" Ewy Foley (przepadam za jej książkami).
I przeczytałam, co następuje:
"Im bardziej pracujesz nad sobą i nad swoim życiem, im pełniejszą odpowiedzialność przyjmujesz za tworzenie siebie, tym więcej masz energii witalnej oraz tym większe stają się Twoje oczekiwania.
Chciej więcej! Oddychaj głębiej! Śmiej się głośniej! Kochaj mocniej! Ufaj bardziej!
Żyj odważniej!!!"

I tego właśnie moi kochani życzę sobie i Wam.
A od siebie dodałabym jeszcze tylko: niezależnie od pory roku, miej w sercu wiosnę:)
Do napisania.



FLORENTYNA





Brzoza, moja roślina lutego

$
0
0
Moje brzozowe fascynacje mają swoje korzenie w czasach bardzo odległych, w czasach, gdy jako dziecko kilkuletnie zaledwie uczyłam się poznawać i nazywać świat dookoła mnie.
W ogrodzie rodziców rosły dwie okazałe brzozy. Jedna przed domem, a druga z tyłu, w zacisznym ogrodowym zakątku..
Brzoza to chyba pierwsze drzewo jakie nauczyłam się rozpoznawać i pokochałam miłością wielką.
Pamiętam jak przez mgłę, kiedy na przedwiośniu Tata prowadził mnie za rękę do rozsłonecznionego, rozświergotanego, choć jeszcze trochę uśpionego ogrodu, by tam spełnić tajemny wiosenny brzozowy rytuał;-)
Zabieraliśmy ze sobą szklane słoje i ostre narzędzie do cięcia. Tata nacinał brzozową korę i drewno, zawsze dość nisko, u podstawy drzewa i podstawiał pod nacięcie szklane naczynie.
I odbywały się czary: z drzewa do słoja powoli skapywały krople życiodajnego soku.
Dla mnie, małego dzieciaka rytuał był absolutnie czarodziejski, a Tata jawił mi się wtedy jako wielki mag;-)
Zważywszy, że po zbieraniu soku dziękował i uczył mnie, że trzeba się brzozie pokłonić za to, że podzieliła się z nami swoim skarbem, bo tak ponoć czyniono w dawnych czasach.
Ach, jak ten eliksir smakował...
I słodkawo i kwaskowato, czasem z nutką lekkiej goryczy.
Ciekawą sprawą jest fakt, że jako dorosła osoba nie odszukałam już tamtego niezapomnianego smaku. Zabrakło czarów;-)
Kiedy już podziękowaliśmy i pokłoniliśmy się brzozie, Tata pieczołowicie zabezpieczał nacięcie na pniu. Drzewo odwdzięczało się corocznie ogromną ilością magicznego napoju.
Jakiś czas później, kiedy na brzozowych gałązkach pojawiały się pierwsze delikatne listeczki, ścinaliśmy ich całe naręcza i ustawialiśmy w domu, wnosząc do niego świeży powiew młodziutkiej jeszcze wiosny.
A z bezlistych brzozowych gałązek zwijaliśmy wianki.
To były moje pierwsze lekcje brzozowej florystyki:)
Dzisiaj już nie ma obu brzóz, nie ma też Taty, który w innych ogrodach kłania się drzewom...
Za to brzóz w naszym krajobrazie ilość nadal ogromna.
Choć lubię wiele drzew, brzoza, dzięki tym wczesnym dziecięcym wspomnieniom, pozostanie dla mnie zawsze numerem jeden.


W brzozach urzeka mnie wszystko, począwszy od ich delikatnego, zwiewnego pokroju z miękko przewieszającymi się gałęziami  poprzez urocze drobne brzozowe kotki aż po  zachwycającą swą strukturą i kolorystyką korę.
Jest brzoza drzewem niezwykłym i magicznym. Kora brzozowa , dzięki zawartym w niej olejkom eterycznym ułatwiała dawnym wędrowcom krzesanie ognia.
Brzozowych szczap używano onegdaj jako łuczywa do oświetlania wnętrz.
W Europie w czasach przedchrześcijańskich brzoza symbolizowała wiosnę, wegetację  i budzące się życie.
Dawna chrześcijańska legenda mówi, że brzoza otuliła swoimi gałązkami Świętą Rodzinę uciekającą przed Herodem. W nagrodę za to otrzymała swój wdzięczny, subtelny wizerunek i smukłą postać oraz właściwość, iż nigdy nie uderza w nią piorun.
Ciekawe, czy to prawda z tymi piorunami, ktoś wie?
I chyba stąd wzięła się tradycja przynoszenia do domu brzozowych gałązek w święto Bożego Ciała. Babcia mówiła mi, że taka gałązka w domu chroni przed burzą i piorunami.

Moja florystyka zawiera bardzo dużo brzozowych akcentów.
Najczęściej jest to kora brzozowa (tutaj idę trochę na skróty i kupuję preparowane płaty na giełdzie kwiatowej, chociaż naturalna jest o wiele bardziej urodziwa)
Nie mam niestety żadnych nowych brzozowych prac (chociaż pewnie przed Wielkanocą pojawi ich się sporo), więc pokażę co nieco z mojego archiwum.

Jako symbol wiosny i budzącego się życia, świetnie sprawdza się brzoza w aranżacjach wielkanocnych i wiosennych.


Ten tulipanowy wazon pokazywałam już kiedyś. Z wazonu wypływa ogon wypleciony z brzozowych gałązek, a w nim tulipany umieszczone w fiolkach z wodą.

Brzozę lubię także jako element dekoracji wielkanocnego stołu:


Hiacynty i świece ubrałam tutaj w plecionki z delikatnych brzozowych gałązek.
Aranżacja wykonana została dla NDiO - FLORA w ubiegłym roku.

Brzozowa kora sprawdza się również doskonale w dekoracjach na adwent i Boże Narodzenie:




Lubię też gałązki brzozowe dodawać do bukietów:


Pojawiły się kiedyś także w wiązance ślubnej, która na życzenie panny młodej miała nie zawierać kwiatów.


Gałązki brzozowe są miękkie i plastyczne i doskonale nadają się do wyplatania różnego rodzaju mat czy wianków.


Takie maty robiłyśmy dawno temu na kursie.


Pokazywałam je TUTAJ

Korą brzozową można okleić kawałki suchej gąbki florystycznej, tworząc w ten sposób ciekawe pojemniki na kompozycje.
Dekorowałam skrawkami kory także świece.


W kołnierzykowatej kryzie z brzozowej kory pięknie prezentuje się bukiecik róż z ciemnymi owocami kaliny i srebrzystym kalocefalusem.


Ta dekoracja wykonana była również dla NDiO - FLORA

To zaledwie kilka przykładów na zastosowanie brzozy we florystyce.
Wierzcie mi, że  jako materiał florystyczny stwarza ona nieograniczone wprost możliwości.
Mam mnóstwo pomysłów na brzozowe aranżacje.
Nastawcie się na to, że w tym roku nie raz na blogu zagoszczą.

Powiem Wam w sekrecie, że marzy mi się "brzozowy ślub", ach jak mi się marzy;-)
I wiązanka ślubna z delikatnych brzozowych gałązek, z odrobiną tylko kwiatów.
Ktoś chętny?
Zapraszam;-)
A jeśli nie będzie chętnych, to przygotuję taką sesję zdjęciową.
Brzoza w kościele, na sali weselnej, na stołach, w bukiecie i we włosach panny młodej, w butonierkach panów i korsarzach pań, w dekoracji samochodu;-)
Taka brzozowa stylizacja boho-rustykalna.

Pamiętajcie też, że do brzozy zawsze warto się przytulić.
Jest jednym z najlepiej działających na człowieka drzew. Podobno uspokaja, obdarza dobrym samopoczuciem, działa wyciszająco i pociesza w kłopotach.
Pobudza też kreatywność i intuicję;-)
Ja tam nigdy nie zaniedbuję okazji tulenia się do brzozy;-)
No bo skoro będę wyciszona, a do tego bardziej kreatywna, to warto!

Czy też lubicie brzozę jako tworzywo florystyczne?
Do jakich aranżacji najchętniej jej używacie?

Pozdrawiam serdecznie wszystkich bywalców Groszkowo-różanego świata.
Zapraszam i dziękuję za to, że jesteście.
No i zgodnie z ideą mojego  Roku Uśmiechu, nieodmiennie moc uśmiechów Wam przesyłam.
Do napisania;-)


                    FLORENTYNA







Co z tą wiosną i trochę serc przedwalentynkowych;-)

$
0
0
Na wierzbie 
nad samym rowem - 
srebrne kotki marcowe. 
Na deszczu i na słocie 
srebrnieją im futra kocie. 
Ale kotki marcowe nie piszczą. 
Huśtają się na gałązkach. 
Mruczą: 
- Nareszcie wiosna! 
I sierść mają coraz srebrzystszą.
                              (Joanna Kulmowa)

No i co z tą wiosną kochani??? Gdzie ona się podziewa, co sobie myśli i dlaczego każe na siebie tak dłuuuugo czekać???
Uparcie szukam jej śladów, ale ciągle niewiele tego bardzo.
Wybrałam się dzisiaj nad Odrę z nadzieją na najdrobniejsze przejawy wiosny...
I co? I pstro! Wiosna ani myśli się pojawić.
Znalazłam co prawda kilka baziowych wierzbowych gałązek, ale jakieś nieśmiałe bardzo, delikatne, lękliwe, skromniuteńkie. Jakby przepraszały,że za wcześnie.
Odra całkiem jeszcze lodem skuta, ptaki sobie po lodzie spacerują, wiosny ani śladu:(


Chyba im zimno i też z utęsknieniem wiosny wyglądają:)
Zrobiłam zdjęcie z kotkami wierzbowymi na pierwszym planie, żeby choć trochę tę wiosnę zaczarować.


Maleńkie ta bazie jeszcze, niepozorne... Ale są!!! I to daje nadzieję, że lada chwila świat się rozwiośni:)
Póki co natura jeszcze śpi. Śpią kotki na leszczynie i trawy i zioła. Tylko suche ubiegłoroczne badyle urozmaicają nieco krajobraz nad rzeką.


Zimno i mroźno było, więc pospacerowałam niedługo.
Przyniosłam do domu  kilka baziowych gałązek, niech mi o wiośnie przypominają.
To już tylko 36 dni!!!!!!!!!!!
A tak swoją drogą rozbestwiliśmy się nieco:)
Rozmawiałam dzisiaj z  Mamą, która ostudziła mocno moje wiosenne zapędy, przypominając mi czasy, kiedy w lutym nikomu nie przyszłoby do głowy za wiosną się rozglądać. Fakt, w czasach mojego dzieciństwa pory roku były wyraźne i zdecydowane i trwały tyle ile trwać powinny.
Zima zaczynała się już w listopadzie. Pamiętam, że dzień Wszystkich Świętych był najczęściej mroźny i przysypany śniegiem.
I trwała ta zima dłuuuugo.
Dopiero w marcu robiło się nieco cieplej, słońce zaczynało mocniej przygrzewać i pojawiały się pierwsze wiosenne zwiastuny.
Są dwie rzeczy, które nieodmiennie kojarzą mi się z wiosną mojego dzieciństwa: podkolanówki i chleb ze szczypiorkiem.
Kiedy w końcu Mama pozwalała te wymarzone i wyczekane podkolanówki założyć, to było już więcej niż pewne, że wiosna nadeszła.
Co z tego, że nogi w podkolanówkach siniały z zimna;-) Nic to, przecież WIOSNA!!!!!
A pajdę chleba grubo posmarowaną masłem i obficie garnirowaną szczypiorkiem, brało się do ręki i... na podwórko, zdobywać świat;-)
To były czasy! Nikt nie mógł nas z tego podwórka do domu zapędzić:)
Dzisiaj raczej jakoś odwrotnie bywa...
I jeszcze jedna rzecz z wiosną mi się bardzo kojarzy: gra w klasy:)
Na pierwszy plan wysuwa mi się coś co się nazywało grą "w chłopa":) Kto grał?
Nazwa od kształtu figury kreślonej na ziemi patykiem, albo na chodniku kawałkiem cegły.
W jednej ręce rzeczona pajda ze szczypiorkiem, a w drugiej płaski kawałek dachówki, czyli "kamyk", który rzucało się na kolejne pola. A potem się po tych polach skakało.
Raz na jednej nodze, raz na drugiej, potem "żabką" czyli na obu nogach.
Dopóki się nie "skuło". A działo się tak, kiedy kamyk nie trafił na określone pole, albo usadowił się na linii.
Wygrywała osoba, która pierwsza wykonała wszystkie zadania.
Uwielbiałam grę w klasy.
I wiecie co, kiedy teraz czasami (zdarza się to bardzo rzadko, ale jednak!) widzę na podwórzu za domem narysowane "klasy", to nic nie jest w stanie mnie powstrzymać od skakania po nich na jednej nodze:-)))))
Taki odruch warunkowy:)


Zdjęcie pochodzi STĄD

Tak mniej więcej to wyglądało (tylko w wersji, którą pamiętam ramiona były dłuższe, a głowa podzielona na dwie części)

Ech, rozmarzyłam się... Coś się ostatnio często w czasy dzieciństwa przenoszę:)
Ale tak miło powspominać. Taka blogowa podróż sentymentalna.
Reasumując: wiosny w plenerach póki co nie ma, niestety, musi nam wystarczyć chwilowo wiosna w sercu:)
A wiosennie mi w nim bardzo już od pierwszych dni stycznia:)

Miałam Wam, zgodnie z tytułem posta, pokazać nasze przedwalentynkowe, sercowe działania, ale tak się rozpędziłam ze wspomnieniami, że warsztaty walentynkowe przeniosę do kolejnego wpisu.
Żeby nie być gołosłowną, pokażę tylko zajawkę tego, co robiłyśmy:


Takie sercowe aranżacje.
Szczegóły w kolejnym wpisie.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich stałych bywalców "Groszkowo-różanych" okolic.
Witam nowych obserwatorów.
A uśmiech nieodmiennie wszystkim przesyłam.
Miłej niedzieli kochani.
I do następnego pisania:)


                FLORENTYNA







Sercowe warsztaty, sercowe pudełka DIY i czy aby na pewno lubię Walentynki...

$
0
0
Witajcie kochani 

Na początek obiecana relacja z naszych sercowych, przedwalentynkowych warsztatów.
Dodać należy, że już miałam spore obawy, czy uda nam się w ogóle z warsztatami ruszyć.
W styczniu zdziesiątkowała nas grypa, katary i inne przeciwności losu.
I tym sposobem sezon warsztatowy 2017 rozpoczęłyśmy dopiero 9 lutego.
Ponieważ to czas okołowaletnkowy, więc i nasze prace do do tego święta nawiązują.
Tematem zajęć były pudełka kwiatowe.
Ale nic na skróty, żadnych gotowców. Pudełeczko trzeba było zrobić własnoręcznie.
A że to na Święto Zakochanych, więc pudełka oczywiście w kształcie serca.
Nie mogło być inaczej.
Pracę zaczęłyśmy od wycięcia trzech serduszek: dwa z kolorowego bristolu, a jedno z twardszego kartonu.



Serducha potem należało skleić ze sobą. Kolorowe na zewnątrz, a to z grubego kartonu w środku, dla wzmocnienia całości. Tym razem kleiłyśmy wszystkie elementy pudełka za pomocą taśmy dwustronnie klejącej. I świetnie się sprawdziła, podczas gdy kleje różnorodne nie bardzo, bo zmiękczały i zniekształcały papier.
Może ktoś z Was zna jakiś dobry klej, który nadawałby się do klejenia pudełek? Podpowiedzcie.
Potem należało wyciąć paski na boki pudełka i porobić na nich wypustki, którymi będą przyklejone do sercowej podstawy.



Wysokość boku to 6,5 cm, a szerokość zakładki to 2 cm.
Przed połączeniem boku pudełka z podstawą oklejałyśmy je dekoracyjnymi materiałami.
Moje warsztatowiczki zdecydowały się na jutę, ale można oklejać papierem, wstążkami, tkaninami o ciekawej fakturze i wszystkim innym, co nam wyobraźnia podpowie:)

A tak wyglądały przygotowane już przez nas pudełka:



Jutę na bokach ozdabiałyśmy dodatkowo koronką, wstążkami, a niektóre dziewczyny zdecydowały się na taśmę z błyszczącymi kryształkami, która nadała całości wygląd nieco "glamour". Początkowo byłam przeciwna kryształkom, bo przecież to zupełnie inne klimaty niż juta. Ale ostateczny efekt przekonał mnie, że czasem warto pokusić się o łączenie materiałów nieoczywistych i pozornie się wykluczających;-)
Co o tym sądzicie?
Gotowe pudełka wykładałyśmy podwójną warstwą celofanu, a potem wypełniałyśmy namoczoną zieloną gąbką florystyczną (cienką warstwą, ok. 3 cm grubości).
Tak przygotowane pudełka były już gotowe, by ułożyć w nich kwiaty, oczywiście czerwone, jakżeby inaczej:)



W naszych sercowych pudełkach znalazły się róże, dziurawiec (Hypericum) i asparagus modrzewiowy. No i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przemyciła też mojej ukochanej brzozy:) Moje warsztatowiczki już przyzwyczaiły się do tego, że brzozę  w różnej postaci dodaję niemal do każdej kompozycji;-)))
O mojej wielkiej miłości do brzóz pisałam TUTAJ
A oto efekt końcowy naszych walentynkowych działań:



 Na zakończenie tradycyjna "rodzinna" fotka:)



I do zobaczenia za tydzień, na kolejnych warsztatach.
Będą zimowe bukiety na kryzach.
Przepraszam za nie najlepszą jakość zdjęć, robione telefonem, a on coś się kiepsko ostatnio sprawuje.
Mam nadzieję, że co nieco uda się Wam zobaczyć.

I jeszcze, zgodnie z tytułem posta, słów kilka na temat Walentynek.
Czy je lubię?
Cóż, skłamałabym mówiąc, że tak. W zasadzie nie można tego chyba rozpatrywać w kategorii lubię-nie lubię, bo najzwyczajniej w świecie nie mam do tego święta podejścia emocjonalnego.
Na mój gust jest zbyt komercyjne, nieco za bardzo krzykliwe i trochę kiczowate;-)
Ale jest i druga strona medalu: jeśli przy okazji tego dnia ktoś usłyszy kilka miłych słów, których być może bez okazji by nie było... to dlaczego nie:)
Ciepłych słów i miłych gestów nigdy nie za dużo.
Tylko nie traktuję Walentynek wyłącznie jako święta zakochanych, bardziej może jako kolejny Dzień Życzliwości. Skoro już są, to uśmiechnijmy się ciepło do bliskich, nie tylko tych, których kochamy, także do przyjaciół, znajomych, rodziny.
I rzecz najważniejsza: Walentynki, to jeszcze jedna cudowna okazja do OBDAROWYWANIA SIĘ KWIATAMI:) Wszak kwiaty najpiękniej i najpełniej wyrażają uczucia.
A każdy dzień, który ten piękny zwyczaj przypomina i kultywuje jest ze wszech miar godny promowania! I to jest powód dla którego Walentynki popieram:)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, uśmiech przesyłam i życzę pięknego dnia.



Tę piękną różę dedykuję wszystkim, których "kocham, lubię, szanuję..."




FLORENTYNA




Warsztatowe bukietowanie i szczypta fiołkowych refleksji:)

$
0
0
Witajcie kochani.
Wpis miał być zaraz natychmiast po warsztatach, tego samego dnia, ale plany sobie, a jakieś przedziwne, przedwiosenne zmęczenie, sobie:)
Usiadłam do komputera tuż po przyjeździe z warsztatów. I wiecie co, ogarniała mnie taka senność, że głowa dosłownie leciała mi na klawiaturę:)
Nie wiem zupełnie co ja mam ostatnio z tym spaniem... Świat się budzi, wiosna puka do drzwi, a ja w sen jakiś pozimowy chcę zapadać;-)))
A może po prostu to słynne i mocno rozreklamowane przesilenie wiosenne daje o sobie znać?
 Przypuszczalnie coś jest na rzeczy, zważywszy, że wczoraj pochłonęłam za jednym zamachem prawie cały słoik kremu czekoladowego, czemu sama się do tej pory dziwię:)
Powtórzyć mogę za poetą, że "czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam;-)))))"
Magnezu mi ani chybi brakuje, endorfin mi brakuje, słońca mi brakuje. Wiosny chcę i tyle!
Jak tylko nadejdzie, to wszystko zmieni się na lepsze:) Spać w nadmiarze przestanę, objadać się słodyczami przestanę i w ogóle "ja jeszcze z wiosną się rozkręcę, ja jeszcze z wiosną się roztańczę":)
Taką mam przynajmniej nadzieję i na to liczę.
Ale wróćmy do meritum, czyli do naszych ostatnich bukietowych warsztatów.
Stali bywalcy Groszków i róż wiedzą z pewnością, że uwielbiam bukiety układane na kryzach.
Kryzy dają ogromne pole dla wyobraźni, można poszaleć.
Dodatkowo znacznie powiększają optycznie bukiet, więc możemy ułożyć coś niebanalnego nawet z niewielkiej ilości kwiatów.
O różnego rodzaju kryzach do bukietów pisałam TUTAJ.
Także na naszych ostatnich warsztatach układałyśmy bukiety na kryzach.
Początkowo w planach było zimowe bukietowanie, ale podczas bytności na giełdzie zmieniłam zdanie: tyyyyle tam już wiosny, że trudno obok przejść obojętnie:)
Zamiast zimowej bawełny, białych goździków i szyszek, kupiłam tulipany i cudnej urody akację srebrzystą, której puszyste kuliste kwiatostany nieodmiennie kojarzą mi się z maleńkimi żółtymi kurczakami:)


I tak zamiast zimowych, powstały bukiety przedwiosenne, które miały zaczarować i zwabić wiosnę.
Pracę zaczęłyśmy od przygotowania kryzy. Tym razem powstała ona z siatki florystycznej, z której wycięłyśmy kwadrat o wielkości 10 na 10 oczek (nie wiem ile to w centymetrach, bo nie zmierzyłam)
Brzegi poprzeplatałyśmy trawą niedźwiedzią i gałązkami brzozy (bo przecież bez brzozy obejść by się nie mogło: czytajcie TUTAJ)

Tak to wyglądało:


W gotowych kryzach należało już tylko ułożyć kwiaty:


I przedwiosenne bukiety gotowe:


Dół bukietu wykończyłyśmy jutą:


Jak widzicie po układzie łodyg, bukiet nie był komponowany spiralnie, lecz równolegle.
Bukiety skrętoległe poćwiczymy kiedy wiosna rozgości się na dobre i kwiatów będzie duuużo, a te giełdowe zrobią się tańsze:)
A na kolejnych warsztatach planujemy przedwiosenne wianki (czyli dekoracje drzwi w okresie przedwiośnia).
Bo przedwiośnie już jest naprawdę i to fakt niezaprzeczalny.
W moim Wrocławiu dni stają się coraz cieplejsze. Co prawda od wczoraj trochę mokro, ale to deszcz pachnący już nadchodzącą wiosną. Mrozy się skończyły.
Przyroda się budzi z zimowego uśpienia.
Podobno przyleciały już pierwsze bociany.
A i ptaki o poranku świergolą jakoś radośniej, optymistyczniej. I te ich trele, to pytlowanie beztroskie powoduje, że i we mnie serce rośnie, a wszystko nagle staje się łatwiejsze.
Wiosna to przecież czas marzeń. Nie zapominajmy o nich w naszym zabieganym świecie.
Ta najpiękniejsza z pór roku jest tuż tuż i porozumiewawczo mruga do nas okiem, obiecując, że wszystko co dobre, piękne, interesujące, dopiero przed nami.
Ach, jakie wspaniałe są te obietnice...
Życzę Wam moi drodzy pięknych i spełniających się wiosennych marzeń.
Czy wiecie jak pachną marzenia?
Mój zapach marzeń, to zapach fiołków, które kojarzą mi się z wiosnami z beztroskich lat szczenięcych. Fiołki rosły w moim małym miasteczku niemal na każdym kroku, na każdym skwerku, na najmniejszym choćby spłachetku trawy. Znosiłam je do domu całymi naręczami.
I wiosenny dom mojego wczesnego dzieciństwa pachniał fiołkami.
Kiedy wącham fiołki, widzę oczyma duszy stół nakryty do obiadu, właśnie z bukiecikiem tych urokliwych kwiatów w centralnym miejscu. Obiad jest chyba niedzielny, bo przy stole cała rodzina: uśmiechnięta Mama, tryskający humorem Tata, i my obie z siostrą. I jakoś tak zupa pomidorowa mi się z tym obiadem kojarzy:)
Podsumowując można by rzec, że zapach fiołków przywodzi mi na myśl talerz pomidorowej zupy (ulubionej przez wszystkich w moim domu);-)
Ale szerzej rzecz ujmując: zapach fiołków to dla mnie zapach szczęścia, beztroski, ciepła, bezpieczeństwa, dosytu i spokoju. 
Uwielbiam fiołki. Lubię je dostawać i zanurzać nos w ich czarownej woni.
Czekam na nie z utęsknieniem. A kiedy zakwitną, poświęcę im oddzielny, w pełni fiołkowy wpis.

Pozdrowienia serdeczne i uśmiech dla wszystkich moich miłych gości.
A ja spaaaać (mam nadzieję, że wiosna mnie z tej narkolepsji wyleczy;-)
Po całym dniu spędzonym dzisiaj na szkoleniu czuję się odrobinkę usprawiedliwiona:)
Jutro kolejna porcja wiedzy niezbędnej do wykonania moich nowych zadań (ach jak ja lubię wyzwania).

Miłej niedzieli i udanego kolejnego tygodnia wszystkim Wam życzę.



            FLORENTYNA






Dogonić szczęście...kilka Florentynowych refleksji

$
0
0
Witajcie mili Groszkowo-różani bywalcy.
Pragnę Wam co prędzej donieść, że wiosna zbliża się wielkimi krokami.
Pod moim blokiem rozbieliły się przebiśniegi i śnieżyce. Delikatne jeszcze, trochę powściągliwe, niezdecydowane , ale już są!!! Dziś było odrobinę deszczowo, więc nie mam zdjęć, ale jak tylko słońce się pojawi, zaraz te białe wiosenne cuda sfotografuję.
Inspiracją do dzisiejszego wpisu była dla mnie właśnie ta cudna, w powijakach jeszcze, ale przecież baaardzo już wyczuwalna wiosna.
To taki czas, kiedy chce się żyć każdym nerwem ciała, każdą najmniejszą komórką.
Chce się śpiewać i być szczęśliwym.


Pamiętacie może, jak w poście o postanowieniach noworocznych pisałam, że mam tylko jedno: będę szczęśliwa, po prostu...
I trzeba Wam wiedzieć, że postanowienie to niezmiennie, planowo i niestrudzenie realizuję.
A przy okazji przyszło mi do głowy pytanie: jak być szczęśliwym?
Czy to łatwe, czy też wręcz przeciwnie... Co o szczęściu decyduje?
Czy mamy wpływ na to, by czuć się szczęśliwymi?
Jak myślicie?
Mój noworoczny sposób na szczęście zamykał się w dwóch słowach: uśmiech i wdzięczność.
Sprawdziłam, działa! Uśmiech do nas wraca. Odkąd staram się o nim na co dzień pamiętać, przybyło miłych i uśmiechniętych ludzi obok mnie.
Prosta prawda: to co dajesz, wraca do Ciebie. Jeśli się uśmiechasz, ludzie wokół też się uśmiechają. Świat jest niczym innym jak odbiciem naszych emocji.
Jednym słowem: nasze szczęście zależy od nas samych.
A tak często o tym nie pamiętamy. Szukamy szczęścia gdzieś daleko, w jakiejś odległej, bliżej nieokreślonej przyszłości. Uzależniamy je od tak wielu okoliczności.
Będę szczęśliwy, kiedy... wygram na loterii, wybuduję dom z basenem, najlepiej gdzieś w ciepłych krajach, kupię samochód taki jakiego nie ma nikt, wybiorę się w podróż dookoła świata, etc.


Czy to naprawdę przepis na szczęście? A co, jeśli to nigdy nie nastąpi: nie zdobędziesz wielkich pieniędzy, nie kupisz wymarzonego samochodu, nie wybierzesz się w egzotyczną podróż?
Czy wtedy zawsze będziesz nieszczęśliwy?
Albo z innej strony: jaką masz gwarancję, że wszystko to, za czym gonisz da Ci szczęście?
Kochani, by być szczęśliwym nie potrzeba wiele, bo szczęście to nie stan posiadania, ale stan ducha. I nie oszukujmy się, żaden wyścig szczurów szczęścia nam nie zapewni.
Szczęście tak naprawdę jest w nas i od nas zależy czy będziemy szczęśliwi czy też nie.
To kwestia wyboru. I umiejętności. Umiejętności dostrzegania spraw pozornie drobnych i cieszenia się nimi. Poczucie szczęścia często dają drobiazgi: pachnące świece, kwiaty w wazonie, uśmiech dziecka, rozmowa z przyjacielem, celebrowanie chwil.
Szczęścia moi mili można się najzwyczajniej w świecie nauczyć. Tak! Oczywiście jeśli chcemy być szczęśliwi:) A kto by nie chciał, zapytacie. Ano ten, kto woli malkontencić, zamiast dostrzegać piękno i wyjątkowość świata, piękno i wyjątkowość chwil.
Szczęścia naprawdę można się nauczyć, a nauczycieli jest wielu: począwszy od Mistrza Gałczyńskiego, a skończywszy na przesympatycznej Rodzinie Muminków:)
Szczęścia nie trzeba gonić, należy je odkryć w sobie. 


A jak już je odkryjemy i nauczymy się go, należy je pielęgnować.
Przez uśmiech i wdzięczność właśnie. Niezależnie od tego, co akurat dzieje się w naszym życiu, dziękujmy: losowi, Bogu ludziom wokół nas. Dziękujmy za wszystkie dobre i piękne rzeczy i sytuacje, których doświadczamy. A kiedy coś zaboli, cóż, może to lekcja, za którą także powinniśmy być wdzięczni. Wszak ponoć wszystko, co się w naszym życiu wydarza ma sens i dzieje się po coś, nawet jeśli w danej chwili trudno nam to zrozumieć...
I jeszcze jedno: uczmy się wychwytywać z codzienności drobinki szczęścia, nie przegapiajmy ich. A kiedy wieczorem zapiszemy je w dzienniku wdzięczności czy innym specjalnym zeszycie, zdziwimy się, że jest tego tak wiele.
Wiecie co skłoniło mnie do dzisiejszego pisania (oprócz budzącej się wiosny): otóż jakiś czas temu w jakimś horoskopie przeczytałam, że dzień 21 lutego będzie dla mnie w tym roku bardzo szczęśliwy. I wiecie co, po zsumowaniu dzisiejszych drobinek radości mogę z czystym sumieniem stwierdzić: tak, to był bardzo szczęśliwy dzień:)
Czego i Wam na każdy kolejny dzień życzę.
Wyobraźmy sobie, że stoimy u podnóża schodów wiodących do szczęścia.
Otóż nie wystarczy się w nie wpatrywać, trzeba zacząć się po nich wspinać (gdzieś to kiedyś przeczytałam i bardzo mi się spodobało).



Dobrej nocy moi mili.
I jeszcze kilka słów od Mistrza Gałczyńskiego na dobranoc:


Gdy ci się kiedyś przyśni
na przykład gałązka wiśni,
to wiedz,

że to znaczy szczęście -
bo wiśnia we śnie znaczy,
że koniec twej rozpaczy
i że będziesz szczęśliwy
coraz częściej.


           FLORENTYNA




Wioooosnaaaa i wianek lutowy w marcu pokazany;-)

$
0
0
Patrz, oto wiosna znów
Najsłodsze niesie Ci tchnienia
I czoło Twoje ocienia
Wieńcem kwitnących bzów,
Czy czujesz w niemym zachwycie
Wdzięk nowy i nowe życie? (...)
                                Adam Asnyk

Co prawda do kwitnących bzów trochę jeszcze daleko, ale "wdzięk nowy i nowe życie" budzącej się, rozkosznie młodej wiosny czuje się na każdym kroku.
Już jest, rześka, delikatna, świeża. Dopiero otwiera oczy, krokusami, przebiśniegami, śnieżycami. Dopiero się zaczyna. Jest obietnicą kwitnień, kolorów, zapachów... obietnicą cudu, który za chwilę się wydarzy. I to właśnie w niej najpiękniejsze.


Bo najpiękniej się na nią czeka. A kiedy już stanie się faktem niezaprzeczalnym, trzeba ogromnej uważności by nie przegapić tego, co się dzieje. 
A dzieje się bardzo dużo i bardzo szybko:) Lubię ten wiosenny spektakl, te codzienne niespodzianki, nowe kwiaty, nowe liście, nowe ptaki, nowe zapachy.
Teraz czekam na fiołki. Myślę, że pojawią się lada dzień.
Póki co zachwycam się tym, co już zakwitło:)



Miałam tropić wiosnę dzień po dniu i pokazywać jak się zmienia i jak dojrzewa. 
Miałam... Podobno, jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach.
W obliczu zdarzeń nieprzewidzianych, których wcale nie brałam pod uwagę i z pewnością ich nie chciałam, tropienie wiosny zeszło na plan bardzo odległy.
Podobnie rzecz się ma z wiankiem lutowym. Nie było możliwości pokazanie go Wam w odpowiednim czasie.
Będzie teraz (stąd tytuł wpisu;-)
Wianek lutego to obraz natury budzącej się ze snu.
Jeszcze szarej, jeszcze przymglonej, a już jednak gdzieniegdzie rozjaśniającej się  refleksami zieleni i kroplą barw.
Ten przedwiosenny wianek, to kolejny przejaw moich brzozowych fascynacji (o mojej wielkiej miłości do brzóz i brzozowych aranżacji pisałam TUTAJ)
Ale dosyć słów, popatrzcie sami: oto brzozowy wianek lutego



Jak go zrobić?
Otóż wykonanie takiego wianka nie jest trudne, tylko odrobinę pracochłonne i czasochłonne.

POTRZEBNE MATERIAŁY

- cienkie gałązki brzozowe
- białe brzozowe patyki pocięte na małe fragmenty
- gałązki kwitnącego na żółto żarnowca (opcjonalnie)
- pędy bluszczu z kilkoma liśćmi
- odrobina mchu
- skrawki brzozowej kory
- miniaturowe narcyzy i szafirki z cebulami
- drut powlekany papierem (tak zwany "sznurko-drut")
- klej z pistoletu 
- klej do żywych roślin



      WYKONANIE WIANKA KROK PO KROKU   

Kilka giętkich brzozowych gałązek  zwijamy w pierścień i łączymy sznurkodrutem.

                 
W ten sposób przygotowujemy bazę wianka. I od tego momentu zaczyna się spokojne, niespieszne, pracowite wyplatanie wianka. Pojedyncze, elastyczne brzozowe witki wplatamy skrupulatnie pomiędzy gałązki przygotowanej bazy (warto wcześniej popodpatrywać ptaki budujące gniazda:)
Wianek stopniowo, chociaż niezbyt szybko, powiększa swoje rozmiary.

                                                                            



Kiedy już uzyskamy pożądaną wielkość i grubość wianka, przystępujemy do jego dekorowania. 
W pierwszej kolejności wplatamy weń kwitnące pędy żarnowca (można z nich zrezygnować, ja zastosowałam je dla zwiększenia ilości żółtego koloru w wianku), zielone pędy bluszczu z kilkoma liśćmi. Następnie wklejamy w wypleciony wianek skrawki kory, kawałki grubszych patyków i nieco mchu.

                                                                     
      






Na tym etapie wianek jest już gotów, by zamontować na nim rośliny cebulowe.
Można je przykleić na zimno klejem do żywych roślin, albo nabić cebulki na patyczek szaszłykowy, a jego drugi koniec wkleić na gorąco do wianka.
Jeśli rośliny odstawałyby nieco od wianka, można je dodatkowo przymocować ozdobnym drucikiem.
voilà, wianek gotowy!


Na warsztatach powstało ich znacznie więcej:



Takie wianki będą doskonałą dekoracją drzwi w czasie budzącej się wiosny.
Kiedy kwiaty cebulowe zwiędną, można je usunąć z wianka i zastąpić innymi, bądź pozostawić wianek bez kwiatów.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy zaglądają w groszkowo-różane progi:)
Dziękuję, że jesteście.
Już niedługo kolejne brzozowe przedwiosenne i przedwielkanocne aranżacje.
Do napisania:)

Ps. Większość zdjęć autorstwa Basi Bruździak. Wielkie dzięki Basiu:)



FLORENTYNA






Fiołkowe opowieści - część pierwsza.

$
0
0

"Sentymentalny,
Gimnazjalny
Bukiecik fiołków
niepowtarzalny, 
nierealny
bukiecik fiołków
potargany, pognieciony,
przyniesiony w kieszeni-
- ja nic nie mówiłam,
tyś się zaczerwienił."
                                 (Agnieszka Osiecka)


Witajcie kochani.
Czekałam na wiosnę, czekałam na fiołki. Wiosna przyszła, fiołki zakwitły, a na blogu florentynowym cisza trwa...
Pochłonęło mnie całkowicie życie codzienne, bieganie po szpitalach (całe szczęście, że wszystko dobrze i moi bliscy do zdrowia powracają), jednym słowem pospolitość znowu zaskrzeczała i na fiołkowe spacery nie było czasu.
Ale przecież fiołkowy wpis być musi, nie mogę sobie odpuścić:)
Bo takiego czaru i uroku próżno by szukać w innych kwiatach.
Mnóstwo ludzi pyta mnie bardzo często o mój ulubiony kwiat. Odpowiadam różnie, w zależności od pory roku, od nastroju. Ostatnio zastanawiałam się jednak, jaka byłaby moja odpowiedź, gdybym musiała wybrać ten jeden jedyny ukochany nade wszystko kwiat.
I fiołek wygrał bezapelacyjnie!!!



Choć niepozorny, delikatny i filigranowy, urzeka absolutnie i uwodzi magią zapachu.
Uwielbiam zanurzać nos w fiołkowych bukiecikach i napawać się zapachem marzeń.
Bo moje marzenia od najdawniejszych dziecięcych czasów pachną fiolkami:)
Fiołki to kwiaty, które nieodmiennie z dzieciństwem mi się kojarzą i z nimi wiąże się wiele moich wczesnodziecięcych wspomnień.
Pamiętam, że w wieku lat 10-11 zaczytywałam się "Anią z Zielonego Wzgórza". Lekturę podsunęła mi Mama. Zaczęłam czytać i... przepadłam z kretesem. Zakochałam się w Ani na zabój. Do tego stopnia, że nosiłam książkę ze sobą do szkoły, nie mogąc się z nią rozstać ani na chwilę:)
I tu mała dygresja: przygotowywałam się wówczas do konkursu recytatorskiego i zamarzyło mi się, że jako prozę wybiorę sobie fragment z mojej ukochanej "Ani". I nic z tego nie wyszło. Jakiś bardzo ważny Pan Inspektor od spraw szkolnych był łaskaw nazwać moją najulubieńszą lekturę  "rupieciarnią". Odebrałam to niemal jako obrazę osobistą:) A bardzo ważnego Pana Inspektora znienawidziłam dożywotnio;-)
No i niestety recytować musiałam to, co dla mnie wybrano. Właściwe i odpowiednio zaangażowane. Takie to były czasy...
Ale wróćmy do fiołkowego wątku. Ania, jak zapewne większość z Was wie, bardzo lubiła nadawać nazwy drzewom, kwiatom, miejscom. I tak właśnie niewielka zielona kotlina nieopodal lasu pana Bella nazwana została przez nią "Doliną Fiołków". Małe, niepozorne zagłębienie w cieniu starych drzew, wiosną zmieniało się w krainę czarów, mieniącą się ametystową barwą miliona fiołków. Lubiłam sobie wyobrażać to miejsce. 
Bardzo chciałam mieć swoją "Dolinę Fiołków". I wyobraźcie sobie, że udało mi się taki fiołkowy zakątek odnaleźć w mieście mojego dzieciństwa:) 
Tuż za wiaduktem kolejowym, naprzeciwko kamieniołomów była głęboka kotlina (wspaniale zjeżdżało się zimą na sankach z jej stromych stoków). A wiosną, w kwietniu i maju dolina opalizowała fiołkami. Było ich tam zatrzęsienie.



Brodząc wśród morza urokliwych, fioletowych kwiatów, trzeba było bardzo uważać, by ich nie podeptać.
Uwielbiałam wyprawy "na fiołki". Przysiadałam w trawie i cierpliwie układałam z maleńkich, wonnych kwiatów okazałe bukieciki, którymi później obdarowywałam bliskich i przyjaciół.
Najpiękniej pachniały te zbierane w słoneczny dzień.
W moim rodzinnym miasteczku rosły niemal wszędzie, nie tylko w Dolinie Fiołków.
Było ich mnóstwo na każdym nawet najmniejszym spłachetku trawy.
Wczesnowiosenne wieczory mojego dzieciństwa miały zapach fiołków.




Być może moja fiołkowa miłość wiąże się z imieniem,które wybrał dla mnie Tata: wszak Jolanta to imię wywodzące się z języka greckiego i oznaczające ni mniej ni więcej, tylko "kwiat fiołka":)
Starożytni uważali fiołki za święte. Były także symbolem miłości, zwłaszcza tej nieśmiałej, skrywanej...
Dzisiaj, wręczając komuś bukiecik fiołków mówimy mu bez słów: "często o Tobie myślę, tęsknię za Tobą i smutno mi bez Ciebie":)
A w słowniku Władysława Kopalińskiego fiołek oznacza wierność, miłość, naturalny urok i piękno.

Cieszmy się fiołkami, póki jeszcze kwitną. Otaczajmy się ich zapachem. Nie są pod ochroną, więc możemy je zrywać do woli.
Ustawiajmy fiołkowe bukieciki na parapetach okiennych,, na stołach, szafkach i komodach.
Im więcej tym lepiej:)

Pozdrawiam fiołkowo, kończąc część pierwszą mojej fiołkowej opowieści.
Ciąg dalszy nastąpi:)

Do napisania.



FLORENTYNA













Fiołkowe opowieści - część druga.

$
0
0

"Bukiecik fiołków - garsteczka fioletu,
 Ujęta w liści szmaragdową zieleń,
 A daje czasem więcej rozanieleń,
 Niżeli przepych kupnego bukietu(...)"
                                       (Henryk Zbierzchowski)


zdjęcie pochodzi STĄD

Jeszcze słów kilka o tych wyjątkowych, urokliwych kwiatach. Czy nie sądzicie, że pięknie wyglądałby romantyczny bukiecik fiołków w rękach panny młodej?
Fiołka wonnego we florystyce prawie nie ma. Kwitnie niezbyt długo, jest filigranowy, ulotny, do dekoracji potrzeba byłoby wielu kwiatów. A gdyby tak mimo wszystko pokusić się o fiołkowy ślub...
Myślę, że największą trudnością byłoby zdobycie kwiatów. Nie wiem zupełnie, czy fiołki można gdzieś kupić. Nawet jeżeli tak, to raczej jako sadzonki. A kwiaty trzeba po prostu pozyskać z natury. Niemniej jednak zamarzył mi się fiołkowy ślub. Może kiedyś się uda:)
Jeśli nie prawdziwy ślub, to chociaż ślubna sesja zdjęciowa dla mojego pisma. Pomyślę o tym za rok:) Poszperałam trochę po internetowych głębinach i udało mi się wypatrzyć kilka fiołkowych ślubnych fotek, chociaż łatwo nie było:)
Własnych oczywiście póki co nie mam żadnych.
Miałam w planie fiołkową Wielkanoc, ale z powodu moich licznych szpitalnych wędrówek nic z tego nie wyszło (kolejne plany na przyszły rok;-)
Póki co zadowolić się muszę tym, co zrobili inni.
Fiolet to doskonały kolor przewodni oprawy ślubnej. I mnóstwo było już ślubów w tej tonacji kolorystycznej.
Ale nie z fiołkami. Myślę, że gdyby zdecydować się na fiołkowy ślub, to musiałby to być impreza niewielka, raczej kameralna. Delikatny bukiecik w rękach panny młodej ubranej w białą sukienkę z fioletową szarfą i w fioletowych butach, kilka druhen w sukienkach w tonie jasnego fioletu z bukiecikami białych fiołków i jedynie z kroplą ciemniejszego fioletu w postaci kilku fiołków w ich podstawowym kolorze.
Ech, marzy mi się bardzo taka stylizacja:)


źródło zdjęcia: PINTEREST

Dawno temu urzekł mnie fiołkowy bukiecik ślubny będący dziełem czeskiej mistrzyni florystyki Hany Sebestovej.
Zdjęcia pochodzą z czasopisma Florista 1/208.
Nie są najlepszej jakości, bo fotografowałam przy kiepskim świetle. Mam nadzieję, że coś jednak uda Wam się na nich zobaczyć.


Bukiecik wykonany jest na kryzie oklejonej srebrzystymi łuszczynami miesięcznicy rocznej (Lunaria annua). Potocznie nazywa się tę roślinę "judaszowymi srebrnikami"



Wewnątrz tak przygotowanej kryzy umieszczone zostały niewielkie bukieciki fiołków, zadrutowane i zawatowane dla ochrony przed utratą wody.




Do kompletu florystka proponuje fiołkowy naszyjnik.


Alternatywą dla tego bukietu może być bukiecik z kwiatów sępolii (fiołka afrykańskiego) ułożony na kryzie z płatków róż.



zdjęcie pochodzi STĄD

Ja jednak zdecydowanie preferowałabym bukiecik z dzikich fiołków wonnych (zapach jako wartość dodana;-) Mógłby być na kryzie z lunnarii, na płatkach róż, czy na krążkach masy perłowej. Albo na zupełnie innej, na przykład koronkowej (ach jakie to byłoby romantyczne i słodkie:)
A oto kilka innych propozycji fiołkowych bukiecików dla panny młodej:


zdjęcia pochodzą STĄD



zdjęcie pochodzi STĄD

Panu młodemu zaproponować możemy subtelną fiołkową butonierkę:


zdjęcie pochodzi STĄD

Co prawda na zdjęciu jest fiołek afrykański, ale z powodzeniem zastąpić go możemy fiołkiem wonnym.

Pięknym uzupełnieniem fiołkowych dekoracji będzie wianek na głowie panny młodej:

zdjęcie pochodzi z tego Bloga

Fiołki malowniczo zaprezentują się też na stołach...


źródło zdjęć: PINTEREST

... i ze świecami


zdjęcie pochodzi STĄD

Równie dobrze będą wyglądały szklane lub porcelanowe misy wypełnione wodą z pływającymi fiołkami i świecami.

Oczywiście nie obejdzie się bez fiołkowych słodkości:)


fiołkowy tort pochodzi z tego BLOGA


źródło zdjęcia:PINTEREST

Upominki dla gości również ozdobić można delikatnymi fiołkowymi bukiecikami:


                                                   źródło zdjęcia: PINTEREST

Jak widzicie fiołkowych propozycji ślubnych jest całkiem sporo. To tylko kilka przykładów do inspirowania się. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i można stworzyć bajkową fiołkową scenerię, która sprawi, że ani goście ani nowożeńcy tej wspaniałej stylizacji długo nie zapomną.
Może warto pokusić się o taką niecodzienną aranżację.
Choć wykonanie dekoracji ślubnej z fiołków łatwe chyba nie będzie. Ale za to jakie niecodzienne i niebanalne:) 
Nie wiem tylko co z kościołem i samochodem. Macie jakieś pomysły?
Chodzi mi po głowie, że kościół mógłby być utrzymany w konwencji leśnej, z mchem, kępami fiołków w pojemnikach i paprociami. Wtedy paprocie i mech również mogły by się pojawić w dekoracji sali. Spróbuję do przeszłego roku coś wymyślić. Trzymajcie kciuki, żeby się udało:)
A może macie jakieś własne fiołkowe pomysły ślubne? Podpowiedzi mile widziane;-)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich miłych bywalców groszkowo-różanej krainy.
Uśmiech fiołkowy Wam przesyłam i do następnego pisania.


                                          FLORENTYNA

























Co można zrobić z kreszowanego drutu - florystyczna szkółka Florentyny, część druga

$
0
0
Witajcie kochani.
Dzisiaj mam w planie nieco "smrodku dydaktycznego", jak mawiał jeden z moich ulubionych pisarzy:) Czyli kolejną odsłonę zaproponowanej już dawno Florystycznej Szkółki Florentyny 
W dzisiejszym odcinku rozpoczynam moją drucianą opowieść;-
Dawno, dawno temu, kiedy zaczynałam swoją zawodową przygodę z florystyką (która wtedy nazywała się jeszcze bukieciarstwem:) jedyny drut florystyczny jaki był u nas dostępny, to zielony drut techniczny. O drucikach ozdobnych jeszcze wtedy nam się nawet nie śniło;-)
Jak ja wówczas funkcjonowałam? Do dziś pozostaje to dla mnie tajemnicą;-))))
Cała nasza krajowa rewolucja florystyczna przypada bodaj na przełom wieków XX i XXI.
Po roku 2000 wszystko potoczyło się błyskawicznie.
A akcesoriów florystycznych na naszych kwiatowych giełdach zaczęło przybywać jak przysłowiowych grzybów po deszczu.
W tym to mniej więcej czasie dotarły do nas ozdobne druciki florystyczne i od tamtej pory zadomowiły się w naszej florystyce na dobre.
Wraz z pojawieniem się nowych akcesoriów wyłoniły się również nowe techniki florystyczne, z nimi związane.
O jednej z nich chcę Wam dzisiaj co nieco opowiedzieć.

KRESZOWANIE - CO TO TAKIEGO?

Z terminem "kreszowanie" każdy chyba kiedyś się zetknął. Zwłaszcza paniom to określenie nie powinno być obce. Kreszowanie to sposób uszlachetniania tkanin polegający najkrócej mówiąc na nadawaniu im "pogniecionej" faktury. Jednym słowem rzec by można, że tkaniny kreszowane to po prostu tkaniny trwale pogniecione:) Takie tkaniny świetnie sprawdzają się na przykład w dekoracji wnętrz.
Określenie to przejęli floryści dla opisania jednego ze sposobów postępowania z ozdobnym drutem florystycznym.
Kto pierwszy użył tego sformułowania we florystyce, niestety nie wiem. Chodzi mi po głowie niemiecka mistrzyni florystyki Wally Klett, której florystyka ślubna pełna jest różnorodnych drucianych kryz i konstrukcji, ale to tylko moje przypuszczenia. Może ktoś z Was wie, kto pierwszy użył słowa "kreszowanie" jako nazwę dla techniki florystycznej?

KRESZOWANIE DRUTU - WSPÓŁCZESNA TECHNIKA FLORYSTYCZNA

Skoro już wiemy, że kreszowanie, to nic innego, jak po prostu zgniatanie, nietrudno się domyślić na czym polega ta technika we florystyce:) 
Bez drutu ozdobnego nie wyobrażamy sobie już dzisiejszej florystyki, zwłaszcza ślubnej.
W ostatnich latach mnóstwo go w bukietach i dekoracjach ślubnych.
Bardzo często z kreszowanego cienkiego drutu srebrnego lub złotego wykonuje się misternie utkane kryzy do wiązanek ślubnych.  Bardzo lubię je robić. Bukiet ślubny na tego typu kryzie pokazywałam dawno temu TUTAJ.
Ale przejdźmy do samej techniki kreszowania: polega ona na delikatnym zgniataniu cienkiego ozdobnego drutu, wcześniej odwiniętego ze szpulki lub kołeczka, i nadawaniu mu pożądanej formy (może to być owal, łezka, serce i wszystko o czym sobie zamarzymy;-)



Po uformowaniu kształtu, który chcemy uzyskać, przystępujemy do starannego przeplatania nitek drutu, aż do osiągnięcia odpowiedniej zwartości formy.





Zaprezentowana na zdjęciach wyplatanka posłuży nam jako baza do niewielkiej wiązanki ślubnej.
Pokażę Wam jakie cudeńka powstały na naszych zajęciach.
Z kreszowanego drutu można uzyskać nie tylko formy płaskie, ale i przestrzenne. Wszystko zależy od potrzeby chwili i wyobraźni florysty:)
Dzisiaj zatrzymam się jednak na formach płaskich.


WIĄZANKI ŚLUBNE NA KRYZACH Z KRESZOWANEGO DRUTU

Naszą bazę z kreszowanego srebrnego drucika uformowałyśmy w kształt niewielkiej miseczki.


Następnie przystąpiłyśmy do wykonania "girlandek" ze srebrnego drutu, rattanu i perełek.
Z takich girlandek powstał ogon wiązanki i dekoracja drucikowej bazy.


Potem już tylko doklejanie kwiatów.
Kleimy je na zimno. My używałyśmy do tego celu kleju Victoria. 



Drobne kwiaty lub płatki goździka doklejane były również do ogona wiązanki.



A tak przedstawiają się efekty końcowe naszych działań:)





To tylko jedna z możliwości wykorzystania kreszowanego drutu. Jest ich rzecz jasna całe mnóstwo. Ale o tym już w kolejnych wpisach, bo i tak wyszło tego dzisiaj całkiem sporo:)

Pozdrawiam bardzo serdecznie i z uśmiechem rzecz jasna, wszystkich, którzy odwiedzają Groszki i róże.
Witam też nową obserwatorkę. Miło mi, że zostałaś na dłużej, rozgość się proszę;-)

Jeśli mielibyście jakieś pytania związane z techniką kreszowania drutu, to piszcie proszę w komentarzach albo małpią pocztą;-)

Kreszowanie to naprawdę świetna technika i super zabawa. Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie próbowali. Ale ostrzegam, to wciąga i uzależnia:)

Do następnego wpisu.




FLORENTYNA

Kocham boho;-)

$
0
0
Miłością wielką i niezmienną kocham od zawsze. Odkąd sięgam pamięcią.
Jeszcze styl boho nie został nazwany obecnym imieniem, a ja już intuicyjnie preferowałam "płynność, płynność, falistość", rozwichrzenie i nieokiełznaną żywiołowość wymykającą się spod wszelkich reguł.
Rozpierzchłe, asymetryczne, rozedrgane, tańczące na wietrze bukiety, miękkość linii, finezyjność form, bogactwo kolorów i niecodzienność kontrastów.

Bo, jak pisał mój ukochany poeta:

"W naturze nie ma linii prostej,
Ludzki to wymysł sztuczny,
Patrząc w skłębione żyworosty,
Chaosu, chaosu się uczmy."
                                                   (Julian Tuwim)
I ja się pod tym obiema rękami podpisuję:)
Nie dla mnie symetria i geometryczne formy. Nie dla mnie uczesane i grzeczne biedermeiery (ach te nieśmiertelne kulki z róż do ślubu, kto ich nie robił, no kto?).
Grzeczne i nudne, i monotonne.
Obiektywnie rzecz biorąc pewnie ładne... ale takie przewidywalne i poukładane;-)
Jak dobrze, że nastała era boho;-)



Na fotografii moja urocza para młoda w stylizacji boho (sesja zdjęciowa dla NDiO-Flora, poczytajcie TUTAJ)

I różanecznikowy boho-bukiecik



Ta sesja  była robiona dla Flory w 2013 roku.
Tę stylizację nazwałabym dzisiaj "boho-sweet and romantic";-)


SKĄD SIĘ WZIĄŁ STYL BOHO?

"Boho to skrót od bohemy, słowo to wywodzi się z języka francuskiego i oznacza cyganerię artystyczną - środowisko ludzi wolnych, twórczych, nie ulegających konwenansom, ekscentrycznych, uciekających od wszelkich zastanych norm, reguł i zwyczajów.
Styl życia bohemy oryginalny, niekonwencjonalny, nie dający się ująć w żadne ramy, nieokiełznany, stał się podstawą powstania dzisiejszego stylu boho.
Od kilku lat trend ten stał się bardzo popularny w modzie, wnętrzarstwie i oczywiście we florystyce.
W Polsce pojawił się niedawno i od razu zyskał sobie wielu zwolenników.

JAKI JEST STYL BOHO?

Gdyby chcieć na to pytanie odpowiedzieć jednym słowem, to najwłaściwsze wydaje się być określenie: NIETUZINKOWY.
Ale to nie wystarczy za całą odpowiedź ponieważ styl boho to bogactwo, luz, niekonwencjonalność, fantazja, swoboda ale też subtelność, romantyzm, feeria barw, malowniczość... Przymiotniki można by mnożyć bez końca.
Bo styl boho to tak naprawdę wszystko o czym nasza dusza zamarzy, a wyobraźnia podpowie.
Żadnych reguł, żadnych ograniczeń, wszystko dozwolone.
Im bardziej nieszablonowo i odlotowo, tym lepiej.
Absolutnie cudowny styl dla indywidualistów:)

JAKIE SĄ BOHO-BUKIETY?

Zadziwiające, niekonwencjonalne, zdumiewające, czasem romantyczne, czasem tajemnicze.
Jednym słowem wyjątkowe.
A bardziej konkretnie: są to bukiety najczęściej luźne, dużo w nich powietrza i przestrzeni.
Mogą być delikatne i pastelowe, ale też wielobarwne niczym tęcza.
Bukiety w tym stylu charakteryzuje duża różnorodność materiału roślinnego, wielogatunkowość zarówno kwiatów jak i zielonych dodatków.
Można w nich łączyć wszystko ze wszystkim: kwiaty szlachetne z polnymi, egzotyczne z ogrodowymi, także z suszem roślinnym, piórami, wstążkami, koronkami, jutą, sznurkiem, muszlami i... wszystkim co nam przyjdzie do głowy.
Charakterystyczne jest tutaj częste stopniowanie materiału roślinnego i wyraźne zróżnicowanie wysokości kwiatów.
Bukiet boho łączy w sobie kwiaty o różnej budowie: te o kwiatostanach okrągłych z kłosowatymi i wiechowatymi. Im większe zróżnicowanie kształtów i faktur, tym lepiej
W zależności od zastosowanych roślin, dodatków i kolorystyki można wyodrębnić kilka nurtów, czy odmian stylu boho.
Ale o tym w kolejnym wpisie, bo będzie tego sporo;-)

NASZE WARSZTATOWE PRÓBY BOHO-BUKIETOWANIA

Bukiety w stylu boho najczęściej pojawiają się we florystyce ślubnej. Ale może warto wprowadzić je też do florystyki okolicznościowej?
Dzisiaj na warsztatach podjęłyśmy nieśmiałą próbę boho-bukietowania okolicznościowego.
To pierwsze nasze bukiety w boho-stylizacji.
Proponujemy je jako urodzinowe, imieninowe lub na dzień mamy:)













A w najbliższą sobotę spróbujemy się zmierzyć ze ślubem w stylu boho.
W planie wiązanki ślubne i wianki.

Ciekawa jestem co sądzicie o boho-stylu?
Podoba się Wam?
Dla mnie jest bezapelacyjnym numerem jeden.

Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego wpisu. 
Zakochana w stylu BOHO




FLORENTYNA



Ps. Zdjęcia warsztatowych bukietów autorstwa Joanny Tatar (Asiu, wielkie dzięki)

Boho-opowieści ciąg dalszy.

$
0
0
W poprzednim wpisie pokazałam Wam nasze warsztatowe bukiety okolicznościowe w boho klimatach.
Tak jak obiecałam, wracam do tematu. Jeszcze słów kilka na temat mojego ulubionego  stylu.
Ulubionego, jako że na szóste imię mam Chaos;-) i w związku z tym kocham to fantastyczne boho-nieuporządkowanie i niczym nieograniczoną fantazję.
Pisałam Wam, że w zależności od zastosowanych materiałów i źródeł inspiracji w stylu boho można dopatrzyć się kilku nurtów.
Zaznaczam, że ten podział jest absolutnie mój, subiektywny, intuicyjny, indywidualny.
Ciekawa jestem Waszego zdania na ten temat.
Polemiki mile widziane:)

Ponieważ boho to styl na wskroś eklektyczny, łączący wiele elementów, często odległych i nieoczywistych, na pierwszy rzut oka nie pasujących do siebie, więc źródeł jego pochodzenia wskazać można sporo.
Nurty stylu boho, które chcę Wam przedstawić wyodrębniłam właśnie na podstawie jego pochodzenia i materiałów stosowanych w dekoracjach. Mój podział dotyczy rzecz jasna aranżacji florystycznych, nie ma odniesienia do mody czy wnętrzarstwa.

NURTY STYLU BOHO - SUBIEKTYWNY PODZIAŁ FLORENTYNY:)


Boho sweet and romantic

Nurt lekki, zwiewny i, jak sama nazwa wskazuje, bardzo romantyczny. Jego źródeł doszukiwałabym się w stylu vintage i retro klimatach.  Bukiety ślubne w tym charakterze będą najczęściej pastelowe i  w jednej gamie kolorystycznej. Raczej lekkie, zwiewne, delikatne, bliskie natury. W nurcie sweet and romantic była moja różanecznikowa sesja dla NDiO-FLORA. Ze śliczną, subtelną Olą w roli panny młodej i partnerującym jej Marcinem (fryzura Oli jest jego autorstwa).
Popatrzcie sami:



Na naszych ostatnich zajęciach w szkole, stylizacji w tym nurcie podjęła się Marysia.
A oto jej bukiet i wianek:


I jeszcze przykład z Internetu 




Rustic boho

Wywodzący się z sielskich, wiejskich klimatów. Kwiaty dominujące w tym stylu to kwiaty z ogrodów naszych babć a także z pól i łąk. Paleta barw ciepła, energetyczna. Sporo zieleni.


zdjęcie pochodzi STĄD

Hippie boho

Czyli nurt biorący swój początek z barwnego świata dzieci-kwiatów. Luz, swoboda i niczym nieograniczona wolność. 
Jak to się przekłada na bukiety? Musi być kolorowo i z fantazją. Obok kwiatów w bukietach pojawiają się barwne pióra, wstążki, czasem elementy hipisowskiej biżuterii.
A kwiaty w bukietach rozmaite, im większy mix tym ciekawiej i bardziej "trendy":) A zatem kwiaty ogrodowe i polne obok szlachetnych czy nawet egzotycznych, także susz roślinny i trawy, gałązki i pióra. Jak szaleć, to szaleć:)




powyższe zdjęcia pochodzą STĄD

W klimatach hippie jest też stylizacja Joasi, którą prezentuje Natalia (zajęcia w Szkole Policealnej Lider)


Pomiędzy elementy roślinne Asia wplotła delikatne nitki czesanki wełnianej, której kolor pięknie koresponduje z sukienką Natalii.

Boho marine

Styl inspirowany królestwem Neptuna. Pełen bieli, błękitów, granatu ale też soczystej czerwieni.
Wspaniały pomysł na letni ślub. Plaża, szum fal, bose stopy, wiatr we włosach...
A w bukietach oprócz kwiatów muszle, rozgwiazdy, koralowce, fragmenty sieci rybackich, kotwice, biały żeglarski sznurek i inne rekwizyty z morzem związane.
Pięknie komponuje się z tą konwencją także kolor srebrzystoszary.


zdjęcie pochodzi STĄD

A tak pofantazjowała w klimacie stylu boho-marine nasza Joasia:



Boho eco

Czyli natura, zieleń, mech, elementy drewniane. W bukiecie w tej stylizacji często jest wyłącznie zieleń, ale mocno zróżnicowana. Mogą to być ulistnione gałązki, zioła, przeróżne liście, trawy, a nawet zielone dekoracyjne warzywa.
Oto próbka stylu:


zdjęcie pochodzi STĄD


zdjęcie pochodzi STĄD

I jeszcze nasza szkolna propozycja boho-eco.
Również autorstwa Joasi.
Bukiet i wianek prezentuje Marija.


Piękne to całe boho, nieprawdaż;-)
Piękne i dające nieskończenie wiele możliwości twórczych.
Na boho-zajęciach bawimy się zawsze świetnie.
Kolejne bukiety powstaną już w najbliższą niedzielę.
Postaramy się, aby były w jeszcze innej boho stylizacji..
Ogromna frajda. Lubię to:)
A może wspólnie spróbujmy wynaleźć kolejne nurty boho. Co Wy na to?
Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy zechcieli zajrzeć do mojego boho-świata:)
Zapraszam do wspólnej zabawy.
Podrzucajcie swoje boho-pomysły.

Do następnego wpisu.


             FLORENTYNA



Źródło grafiki: ETSY.COM

Ćmy czy motyle czyli o fascynujących falenopsisach słów kilka (część pierwsza)

$
0
0


Witajcie kochani.
Dzisiaj będzie o moich ulubionych storczykach, czyli o falenopsisach:)
Myślę, że nie ma osoby, która by tych zachwycających kwiatów nie znała. W ostatnich latach robią u nas oszałamiającą karierę.
Dawnymi laty storczyk w domu był rzadkością, czymś niecodziennym i niezwykłym.
Były to czasy, kiedy (jak przeczytałam w archiwalnym numerze "Kwiatów") uprawialiśmy storczyki wyłącznie "platonicznie", oglądając jedynie w książkach i ogrodniczych czasopismach zdjęcia niedostępnych dla nas roślin.
Na szczęście te czasy już dawno minęły i falenopsisy goszczą w naszych domach na co dzień, wprowadzając do wnętrz niepowtarzalną atmosferę egzotycznych krain.
Zachwycają swoją urodą i finezyjnym wdziękiem.


źródło zdjęcia: Paweł Sopel, Facebook

Zachwycają też feerią i niecodziennością barw, a właściwie wszelkimi możliwymi odcieniami wszelkich możliwych barw:).  Jestem pod ogromnym wrażeniem koloru odmiany z powyższego zdjęcia.
Nie mam własnych dobrych fotografii falenopsisów, więc korzystam z uprzejmości stron: Paweł Sopel oraz Orchidea JMP flowers (dziękuję za możliwość udostępnienia zdjęć)

Jak pisał Czesław Miłosz w "Dolinie Issy", jest w storczykach czar tajemnicy istot żyjących w cieple i wilgoci , które w północne okolice przynoszą wieść z tropikalnego południa".
I faktycznie jakąś niezwykłość i pobudzającą wyobraźnię tajemnicę w sobie mają.
Szkoda tylko, że te urodziwe kwiaty nie miały szczęścia do polskiej nazwy:)
Jak czytamy w Wikipedii, nazwę rodzajową Phalaenopsis nadał im botanik Carl Ludwig Blume. Nazwa wywodzi się najprawdopodobniej z języka greckiego i w wolnym tłumaczeniu oznacza: "podobny do ćmy".
Stąd już tylko krok do "ćmówki", czyli polskiego odpowiednika nazwy naukowej falenopsisa.
Wcześniej funkcjonowało też miano "cmotnik".
Przyznacie sami, że zarówno jedno jak i drugie określenie zupełnie nietrafione w zestawieniu z subtelnymi i delikatnymi kwiatami. Precz z ćmówkami i cmotnikami. Nie obrażajmy tych arcymistrzowskich cudów natury.
Motyle owszem, ale dzienne, kolorowe, optymistyczne, a nie posępne nocne ćmy...
Na szczęście żadna z polskich nazw się nie przyjęła i pozostajemy przy falenopsisach. 

Skąd do nas przywędrowały?

Najkrócej rzecz ujmując powiedzieć można: z gorącego i wilgotnego południa.
Pierwsze okazy znaleziono najpierw na Jawie. Rosną też na innych wyspach indonezyjskich, w Malezji i na Borneo. Zasięg ich występowania rozciąga się aż po północną Australię.

Jak je zdobyć?

Bez problemu:) Falenopsis to najpopularniejszy storczyk w Polsce i w Europie. Bez trudu można go kupić w kwiaciarniach, sklepach ogrodniczych czy supermarketach.
Pamiętajmy, że najpiękniej będą rosły i kwitły te dobrej jakości. Warto kupować od najlepszych:)



 Tak wygląda szklarnia ze storczykami (Orchidea JMP flowers)
Myślę, że mogłabym w takim miejscu zamieszkać;-)

Falenopsisy i floryści

To zgrany duet:) Storczyki to raj dla florystów, jeśli chodzi o możliwości ich wykorzystania.
Najchętniej sięgamy po nie wykonując dekoracje i bukiety ślubne. Ale przecież nie tylko.
Niewiele mam zdjęć ze storczykowymi aranżacjami. Póki co taka mała zajawka:

Komunijnie z miniaturowym falenopsisem (dla dziewczynki i dla chłopca):






I co prawda, całkiem nie na tę porę roku, bo biało i zimowo, ale też z falenopsisem:


                      Powyższe aranżacje robiłam już jakiś czas temu dla NDiO FLORA

To pierwsza część mojej storczykowej opowieści. Tak tytułem wstępu. Zamierzam storczykowy cykl kontynuować. 
Napiszcie mi proszę, czy lubicie falenopsisy i czy macie je w swoich domach.
No i rzecz jasna, jak je wykorzystujecie florystycznie:)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich moich miłych czytelników i gości.
Do następnego pisania.







             FLORENTYNA










Maj, miesiąc szczęścia, czyli o lilaku krótka opowieść.

$
0
0




                                                                                                                                                          Narwali bzu, naszarpali,
Nadarli go, natargali,
Nanieśli świeżego, mokrego,
Białego i tego bzowego.

Liści tam - rwetes, olśnienie
Kwiecia - gąszcz, zatrzęsienie,
                                   (...)

Głowę w bzy - na stracenie,
W szalejące więzienie.
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!
                                      (Julian Tuwim)

                                                                                                           


                                                                                             

W maju nietrudno o szczęście;-)
Wystarczy zanurkować w krzak bzu i, upajając się niepowtarzalnym zapachem, uważnie przyjrzeć się drobnym fioletowym kwiatom podobnym do małych gwiazdek. Na ogół mają tylko 4 płatki, takich jest baaardzo dużo i nie o te nam w danej chwili chodzi:)
Szukamy "wybryku natury", czyli kwiatka o pięciu płatkach.
A jak już go znajdziemy - szczęście murowane;-)
Ale, ale, nie tak od razu, bo jak mówił Hemingway chociaż "ludzie ciągle szukają skróconych dróg do szczęścia, nie ma skróconych dróg."
Dokładnie tak jest i w przypadku szczęścia bzowego;-) Samo znalezienie nietypowego kwiatka jeszcze nam szczęścia nie zagwarantuje;-)
Co zatem trzeba zrobić? Nie wiem jak jest dzisiaj, ale w czasach mojego wczesnoszkolnego dzieciństwa trzeba było taki kwiatek... zjeść, albo wrzucić sobie za koszulę;-)
Czy też tak robiliście, czy to tylko jakieś lokalne zwyczaje?
Ja wolałam zjadać, niż wrzucać za bluzkę, bo przecież zza bluzki wypadnie, a co zjem to moje - szczęście pewniejsze;-)))



Pamiętam, że w mieście mojego dzieciństwa bzów było zatrzęsienie.
Ach, jak wtedy upojnie pachniał maj.
W ogrodzie rodziców rosły trzy okazałe krzewy. Dwa fioletowe i jeden biały.
Było gdzie szukać szczęścia;-)
Najadłam się tych bzowych szczęśliwych kwiatków całe mnóstwo.
I wiecie co, chyba zadziałały;-))) No, przynajmniej jeśli chodzi o maj.
Jak daleko sięgam pamięcią, maj był dla mnie zawsze miesiącem pięknym i bardzo szczęśliwym. I tak jest do dzisiaj.
Magia czarodziejskich kwiatów bzu...

CZY BEZ TO BEZ, A JEŚLI NIE, TO CO?


Krzew, który wszyscy od zawsze nazywamy bzem, tak naprawdę bzem nie jest i z prawdziwym bzem czarnym (Sambucus nigra), czy z bzem koralowym (Sambucus racemosa) nie ma nic wspólnego.
Skąd zatem ta nazwa?
Ano wszystko przez Austriaków, do Austrii bowiem bez został sprowadzony po raz pierwszy z Turcji.
Wiedeńczykom przyszło do głowy, że ten pięknie pachnący krzew musi być spokrewniony z bzem czarnym. Skąd to przypuszczenie? Ano stąd, że młode pędy obu gatunków mają miękki, gąbczasty rdzeń. I tak oto, urodziwym, egzotycznym krzewom nadano nazwę: Turkischer Holunder, czyli turecki bez czarny. Choć tak naprawdę ani on turecki, ani bez, ani czarny.
Dlaczego nie turecki? Bo wbrew temu, co by się pozornie wydawało wcale z Turcji nie pochodzi, choć stamtąd do Europy przywędrował.
Jego naturalne stanowiska odkryto na Półwyspie Bałkańskim (tereny Rumunii). Turcy go najprawdopodobniej "udomowili" w XV wieku, po opanowaniu Półwyspu Bałkańskiego.
Dlaczego nie bez? To już wiemy - czytajcie wyżej.
A dlaczego nie czarny? No bo widział kto kiedy czarne kwiaty u bzu;-)))




JAK NAPRAWDĘ BEZ SIĘ NAZYWA I SKĄD TA NAZWA?


Ano naprawdę nazywa się lilak, lilak pospolity (Syringa vulgaris).
Większość z Was zapewne zna tę nazwę doskonale.
Słowo lilak wywodzi się z języka perskiego. Kolor niebieski zwano w tym języku "nilak", a krzew o kwiatach w tym kolorze "lilag". Arabowie przekształcili tę nazwę na "laylak", Turcy natomiast na "lilak". Ot i cała historia z prawdziwym imieniem rzekomego bzu:)
(Powyższe informacje zaczerpnęłam z artykułu doktora Tomasza Aniśko zamieszczonego w "Ogrodach" 4/2000)

LILAK I FLORYŚCI


Trudno tego cudnie pachnącego krzewu nie kochać, więc i florystom jest raczej bardzo bliski.
Co prawda sporo z nim kłopotu, bo nie jest zbyt trwały i szybko więdnie.
Po ścięciu z gałązek bzu należy usunąć liście, wyglądają co prawda ładnie, ale obniżają trwałość kwiatów, poprzez zwiększenie transpiracji.
Poza tym łodygi należy podciąć ukośnie i zanurzyć w wodzie głęboko, aż pod kwiatostany. I tak pozostawić na kilka godzin (a jeśli to możliwe, na całą noc), potem dopiero używać do bukietów czy kompozycji. Inny sposób to zanurzanie końców łodyg we wrzątku na kilkadziesiąt sekund, a później umieszczanie roślin w wodzie , ale nie lodowato zimnej.
Absolutnie nie należy miażdżyć końców łodyg. Roślina tak potraktowana nie będzie miała możliwości pobierania wody (ponieważ uszkodzimy wiązki przewodzące) i bardzo szybko zwiędnie.
Ważne jest też by ścinać bez w pełni rozwinięty, ten w pąkach zwiędnie bardzo szybko zwiędnie.
Nie bez znaczenia jest też pora dnia: najlepiej ścinać kwiatostany bzu wczesnym porankiem lub wieczorem.
Uroczo wyglądają wianki i bukiety z bzu.
Wianek zrobiłam na jednych z ostatnich zajęć. Przyznacie sami, że wygląda uroczo:) A jak pachnie!



A tak prezentuje się na modelce:


Do kompletu z wiankiem powstał bukiet z gałązkami lilaka, w boho-stylizacji.
Autorką bukietu jest Joanna Tatar.


Bardzo lubię bukiety z bzu. Kilka gałązek ustawionych w wazonie sprawia, że cały dom pachnie szczęściem:) 
A jak wspaniale wybrać się na spacer w ciepły majowy wieczór... zapach bzu upaja, uszczęśliwia, rozmarza. Chciałoby się wąchać, wąchać i wąchać.
Maj ma się ku końcowi. Bzy powoli zaczynają przekwitać, ale jeszcze są, jeszcze pachną.
Trzeba się nawąchać, by wystarczyło do przyszłego roku;-)
Bo ten pędzony, zimowy nie pachnie niestety:(
Bo bez można kupić także w zimie, ale to już całkiem inna bajka...

Pozdrawiam serdecznie i  do następnego pisania.

Przesyłam Wam uśmiech i zapach bzu:)




FLORENTYNA






Kwiaty dla Mamy, czyli storczykowych historii część druga.

$
0
0
Witajcie miłośnicy roślinnych motyli;-)
Kontynuuję moją storczykową opowieść. Dzisiaj chciałabym przekonać Was, że falenopsisy, to kwiaty, które z pewnością zachwycą każdą mamę. I jeśli jeszcze ich nie zna, to bez wątpienia już wkrótce dołączy do grona ich wielbicieli
A jeśli je zna i lubi, to tym bardziej ucieszy ją kolejny okaz do kolekcji.


zdjęcie: PAWEŁ SOPEL

Dlaczego uważam, że FALENOPSIS TO NAJLEPSZY UPOMINEK KWIATOWY NA DZIEŃ MATKI?
Powodów jest wiele. Poczytajcie, a potem zapraszam do dyskusji.
Czy przyznacie mi rację?

1. Każda kobieta, a w tym każda mama kocha kwiaty, to fakt nie budzący wątpliwości. Jeśli kocha, to lubi je mieć wokół siebie i cieszyć nimi oczy. Lubi podziwiać je codziennie.
Szuka zatem tych, których kwitnienie trwa długo i niemal bez przerwy zachwycają  wielobarwnymi kwiatami.
A jakie kwiaty kwitną długo, bardzo długo, albo jeszcze dłużej? Falenopsisy oczywiście. Kto je zna, ten wie o czym mówię. Potrafią one kwitnąć kilka razy w roku (moje najczęściej kwitły dwa razy, chociaż je bardzo męczę, ścinając co rusz kwiaty do florystycznych działań;). Normalnym okresem  kwitnienia tych storczyków jest druga połowa roku: od późnej jesieni, do wiosny. Jednak mieszańce, hodowane pod kątem przydatności do uprawy w mieszkaniach mogą kwitnąć także latem i jesienią. Czyli obdarowana storczykiem mama może się cieszyć kwiatami przez cały rok!!!


zdjęcie: PAWEŁ SOPEL


2. Kolory umilają życie. Nasze mamy w nieustannym zabieganiu, często nie mają czasu przyjrzeć się barwnemu światu wokół. Codzienne problemy, rutyna, pośpiech, mogą sprawiać, że życie wydaje się jednobarwne, czasem wręcz szaro-bure. Dlatego z okazji Dnia Matki "POMALUJMY ŚWIAT NASZYM MAMOM". A co piękniej pokoloruje domową rzeczywistość niż falenopsisy??? Kolorystyka ich kwiatów zapiera dech w piersiach i jest niebywale bogata. To prawie wszystkie barwy tęczy i ich subtelne odcienie. Także kwiaty w kropki, cętki, plamki lub paski. Aż wierzyć się nie chce, że istnieje tyle możliwości:)
To już nie motyle, to wielokolorowe rajskie ptaki. Szaleństwo absolutne, kolorowy zawrót głowy:) Wśród takiej gamy kolorów człowiek nie może być smutny czy nieszczęśliwy. Po prostu m u s i  się uśmiechać.
Podarujmy uśmiech naszym mamom.


 zdjęcie: PAWEŁ SOPEL

                                     
3. Przyjemność tak, dodatkowa praca - nie;-) Mamy są na ogół bardzo zajęte i zabiegane. Dlatego, jeśli kupujemy dla nich kwiaty w doniczce, wybierzmy takie, które nie wymagają zbyt dużo pracy. A jakie nie wymagają? Falenopsisy rzecz jasna;-)))))) Do niedawna jeszcze panował pogląd, że storczyk w domu to nie lada wyzwanie i dużo pracy, by utrzymać go w dobrej formie. Może tak było dawniej. Obecnie, dzięki pracom hodowlanym, przystosowującym falenopsisy do warunków panujących w naszych wnętrzach, ich pielęgnacja wcale nie jest kłopotliwa, a ich uprawa w domu nie sprawia większych trudności, nawet osobom które dopiero zaczynają swoją storczykową przygodę:) Wystarczy storczykom zapewnić dostateczny dostęp światła (pamiętajmy, że powinno to być światło rozproszone, a nie bezpośrednie, silne nasłonecznienie), chronić je od przeciągów, których nie lubią, dbać o wilgotność powietrza, która falenopsisom bardzo odpowiada i podlewać, gdy podłoże w doniczce lekko przeschnie. Jak często? To zależy od temperatury i wilgotności powietrza. Ale pamiętajcie, że wilgoci w podłożu potrzebują niewiele i nie lubią przelewania. Przesadza się je także rzadko.
Tak więc nie są wymagające i ofiarowując je mamie nie przysporzymy jej pracy:) A o to przecież nam chodzi;-) Dużo fachowych porad dotyczących pielęgnacji idomowej uprawy falenopsisów znajdziecie TUTAJ.


zdjęcie: PAWEŁ SOPEL

4. Falenopsisy są uniwersalne, więc będą się dobrze komponowały z każdym wnętrzem.  Zaprezentują się świetnie w chłodnych, nowoczesnych pomieszczeniach, a jednocześnie równie dobrze będą wyglądały w zestawieniu ze stylowymi meblami. No i rzecz jasna ładnie udekorują parapety okienne. Przyszło mi właśnie do głowy, że falenopsisy zastąpiły na naszych oknach dawne, wszechobecne pelargonie;-)
Tak więc niezależnie od tego w jakim stylu nasza mama urządziła swój salon, falenopsis jak kameleon, do każdej stylizacji  wspaniale się dopasuje:)





5. No i ostatni, najważniejszy powód, dla którego powinniśmy podarować mamie w jej święto właśnie flaenopsis:

FALENOPSISY SĄ PO PROSTU PIĘKNE! A nasze mamy zasługują na wszystko, co najpiękniejsze!!!

                                                                                    



Kochani, pozdrawiam Was serdecznie i zachęcam do dołączenia do grona falenopsisowo zakręconych;-)))
Cudne to kwiaty i warto się z nimi zaprzyjaźnić, jeśli jeszcze tego nie uczyniliście.
A nasze mamy z pewnością ucieszą się z tak pięknego kwiatowego podarunku.
Wszystkim mamom życzę wszystkiego co najpiękniejsze i dużo uśmiechu na co dzień.
A opowieści storczykowych ciąg dalszy nastąpi;-)

Do następnego wpisu.




           FLORENTYNA




Kwiatowe DIY, czyli kwietny upominek na każdą okazję, w sześciu krokach.

$
0
0
Witajcie Groszkowo-różani przyjaciele:)
Dzisiaj, krok po kroku, pokażę Wam jak przygotować niewielki upominek kwiatowy, który z pewnością ucieszy każdego obdarowanego i z powodzeniem może zastąpić konwencjonalny bukiet kwiatów.
Mój dzisiejszy pomysł na kwiatowy upominek, to propozycja dotycząca okazji zupełnie prywatnych, takich jak: urodziny, imieniny, rocznice, komunia, chrzest, czy po prostu miły podarunek bez  żadnego powodu:)
Na uroczystości oficjalne tego typu kwiatowe gadżety raczej się nie nadają.
A o czym w ogóle mowa? O kwiatowych rożkach.
Robiliśmy takie na naszych ostatnich warsztatach. I chyba spotkały się z życzliwym przyjęciem zarówno warsztatowiczów, jak i ich znajomych.



Co będzie potrzebne do wykonania stożka kwiatowego?

1. niezbyt gruby karton lub bristol
2. zszywacz i zszywki
3. klej na gorąco i pistolet
4. sznurek do owinięcia rożków
5. sznurek dekoracyjny do ozdobienia rożków
6. gąbka florystyczna do żywych roślin (zielona)
7. celofan
8. drut do wykonania rączki
9. taśma florystyczna
10. kwiaty i zieleń
  W naszym przypadku są to:
        - goździk (Dianthus)
        - zatrwian wrębny (Limonium sinuatum)
        - zatrwian szerokolistny (Limonium latifolium)
        - przywrotnik ostroklapowy (Alchemilla mollis)

Oczywiście zestaw kwiatów może być inny. Kompozycję można wykonać z jednego gatunku lub z roślin mieszanych. Mnie miks kwiatowy odpowiada bardziej. Jest delikatniejszy i mniej konwencjonalny niż aranżacje jednogatunkowe.

Materiały zgromadzone, a zatem do dzieła!!!!

                                             ZACZYNAMY!!!


                                          KROK PIERWSZY

Z kartonu wycinamy prostokąt o formacie A4 i zwijamy go w rożek. My wykorzystaliśmy na zajęciach stare papierowe teczki. Wspaniały recykling. No i nie trzeba przycinać papieru, bo jedna część teczki starcza akurat na jeden rożek. Po zwinięciu kartonu w rożek, zszywamy go kilkoma zszywkami i obcinamy nierówności tak, by uzyskać zaokrąglony brzeg.
A oto efekt:

                                                                    



KROK  DRUGI

Tak przygotowany rożek owijamy sznurkiem. Musimy to robić bardzo starannie, miejsce przy miejscu, by nie prześwitywał nigdzie karton. Od czasu do czasu nanosimy na owijany rożek niewielką ilość kleju z pistoletu, aby sznurek się nie przesuwał.



KROK  TRZECI

Do tak przygotowanych rożków montujemy rączkę wykonaną z drutu i osłoniętą taśmą florystyczną oraz sznurkiem. (taśma po to, by sznurek się nie zsuwał z rączki)



KROK  CZWARTY

Rożek omotany sznurkiem, należy jeszcze udekorować. My do tego celu zastosowaliśmy grubszy sznureczek ozdobny, z którego wykleiliśmy na stożku przeróżne esy-floresy.



KROK  PIĄTY

Przed układaniem kwiatów rożek należy uszczelnić i zabezpieczyć przed wyciekaniem wody.
Do tego celu posłużył nam celofan, którym wyłożyliśmy wnętrze rożków.
Następnie umieściliśmy w stożkach niewielkie kawałki namoczonej i odpowiednio przyciętej gąbki florystycznej.


KROK SZÓSTY - UKŁADANIE KWIATÓW

Teraz pozostało już tylko ułożenie kwiatów w gąbce. Zaczynamy od kwiatka środkowego i układamy je tak, by łodygi dążyły do wspólnego punktu, zwanego punktem zbiegu (zgodnie z zasadami stylu dekoracyjnego). Kwiaty mają tworzyć niewielką kopułkę. 
Myślę, że wszystkim się udało:) Popatrzcie na zdjęcia.


I upominki kwiatowe gotowe:)
Na zakończenie jeszcze nasz wspólny uśmiech:)


I do zobaczenia na kolejnych warsztatach...
A na blogu, do kolejnego wpisu:)

Pozdrawiam z uśmiechem:)



FLORENTYNA



Viewing all 136 articles
Browse latest View live