Quantcast
Channel: Groszki i róże...
Viewing all 136 articles
Browse latest View live

Mój Rok Uśmiechu, sprawozdanie półroczne;-)

$
0
0
Witajcie kochani.
Czas pędzi tak szybko, że to aż niewiarygodne. Wiem, że to banalne stwierdzenie, ale nic na to nie poradzę. Czas po prostu ucieka banalnie szybko i tyle...
Czerwiec już, a przecież dopiero szukałam wiosny;-)
Teraz powoli nadchodzi lato. Lubię lato. Za kolory, zapachy, za mnogość kwiatów, ziół, traw. zbóż, jednym słowem za cały przebogaty urodzaj florystycznego "zielska":)
A za kwitnące lipy, lawendę, hortensje i zapach siana kocham lato najbardziej.



I jeszcze przecież za jaśminowiec o absolutnie cudownym, nieziemskim i upajającym  zapachu:) Czy wiecie, że jak wieść niesie, Kleopatra uwiodła Antoniusza właśnie przy pomocy jaśminu;-) Podobno zakochał się w egipskiej królowej jeszcze zanim ją zobaczył, a to za sprawą uwodzicielskiego zapachu jaśminu, którego olejkiem skropione były żagle statku Kleopatry:)



To zapach, który podobnie jak fiołki, przenosi mnie w czas dzieciństwa. Dużo jaśminu rosło w moim rodzinnym miasteczku. A i z ogrodu rodziców pamiętam rozłożysty jaśminowy krzew.
Letnie wieczory pachniały upojnie.
Lubiłam długo siedzieć w ogrodzie, wsłuchiwać się w letnią noc i napawać jej aromatem. 
I tu mała dygresja: w tętniącym życiem, wielkim Wrocławiu, w którym teraz przyszło mi mieszkać, kontakt z naturą jest nieco utrudniony... Inaczej rzecz się ma w małych miastach i na wsi, gdzie, jak ostatnio przeczytałam: "uroki przyrody mamy na wyciągnięcie ręki". Całkowicie się z tym zgadzam. Moje niewielkie, senne nieco wówczas, miasteczko, wiosną i latem zamieniało się w kwitnący ogród, który czarował zapachami, brzęczał, bzyczał, świergolił, kląskał słowiczymi trelami i oszałamiał kolorami. Tak pamiętam wiosny i lata mojego dzieciństwa...

Może dlatego tak bardzo lubię jaśmin, że jestem zodiakalną Rybą, a jaśminowiec to jeden ze szczęśliwych kwiatów dla tego znaku:)



 Dużo, dużo później, już w krakowskich czasach studenckich, śpiewałam na letnich rajdach: "ja jestem noc czerwcowa, królowa jaśminowa, zapatrzcie się w moje ręce, wsłuchajcie się w śpiewny chłód"...  To zachwycająca "Ballada o nocy czerwcowej" mistrza Gałczyńskiego.

No, ale ad rem:)
Nie o lecie i jaśminie miał to być wpis, ale o moim Roku Uśmiechu.
pierwszym styczniowym poście pisałam o tym, że nie lubię postanowień noworocznych i w zasadzie ich nie robię. W tym roku miałam tylko jedno: będę szczęśliwa! I pragnę Wam donieść, że postanowienie to konsekwentnie i z powodzeniem realizuję:)
A, że mój sposób na szczęście, to uśmiech i wdzięczność, więc idąc tym tropem, ogłosiłam sobie na własny użytek, rok 2017 Rokiem Uśmiechu:)
Dzisiaj relacja z pierwszego półrocza uśmiechania się:)
Najlapidarniej rzecz ujmując: TO DZIAŁA!!!!!



Przekonałam się "na własnej skórze", że częste uśmiechanie się przynosi całe mnóstwo korzyści:)
Przede wszystkim uśmiech jest bardzo zaraźliwy i przenosi się z człowieka na człowieka znacznie szybciej niż wirusy;-) Z moich obserwacji wynika, że zdecydowana większość ludzi odpowiada uśmiechem na uśmiech. Przez pół roku eksperymentowania z uśmiechem, spotkałam tylko TRZY osoby, które zareagowały inaczej. Ale to tylko wyjątki, które potwierdzają regułę:)
Wszyscy wiemy, że z uśmiechem nam do twarzy. Faktycznie, pogodna buzia wygląda ładniej i młodziej. Uśmiech sprawia, że jesteśmy postrzegani jako osoby radosne i optymistyczne, co z kolei powoduje, że ludzie do nas lgną i szukają naszego towarzystwa. Bo z optymistami, zarażającymi radością świat wydaje się piękniejszy i lepszy, a problemy łatwiejsze do rozwiązania.
Uśmiech sprawia, że jesteśmy szczęśliwi, a to za sprawą endorfin, czyli hormonów szczęścia właśnie, które pod wpływem uśmiechu wydzielają się w naszym mózgu w zwiększonych ilościach.
Stare porzekadło mówi, że "śmiech to zdrowie" i jest to najprawdziwsza prawda, jako że szczery i szeroki uśmiech dotlenia mózg, redukuje stres, obniża ciśnienie krwi i pobudza układ odpornościowy.
Z moich własnych obserwacji wynika też, że uśmiech może działać przeciwbólowo, przetestowałam na sobie. I chociaż nie mogę powiedzieć, że uśmiech likwiduje ból, to jednak zdecydowanie zmniejsza jego natężenie.
Wszystko o czym piszę sprawdziłam osobiście w pierwszym półroczu mojego Roku Uśmiechu.
I wiecie co, wokół mnie przybyło ludzi radosnych i pogodnych, mój świat wypiękniał, a szczęście zagościło w nim na co dzień.
Nie zmieniła się moja sytuacja życiowa, a problemy nie zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zmieniło się jednak moje nastawienie i postrzeganie świata.
A efekt? Wszystko wydaje się łatwiejsze i rzeczywiście łatwiejszym się staje:)
Magiczna moc uśmiechu czyni cuda!!! Pamiętajmy o tym i czerpmy z tej mocy pełnymi garściami.



Jak mówi piękna piosenka: "uśmiechaj się, do każdej chwili uśmiechaj, na dzień szczęśliwy nie czekaj..."
I tego Wam moi kochani Groszkowo-różani czytelnicy i przyjaciele z całego serca  życzę.
Satysfakcja gwarantowana:)

I oczywiście przesyłam Wam uśmiech.



Brzozy  moje ukochane jak zwykle dodają mi energii i ładują akumulatory:)

Pozdrawiam z uśmiechem i do następnego pisania

FLORENTYNA





W jaśminowy zapach wtulona, czyli mój czerwcowy roślinny number one;-)

$
0
0
"Rozkwiecił się, rozjaśnił
w zagaju dziki jaśmin.

Motyl kielichy liczy

Te białe kwiaty wonne
to dla wiosny podzwonne." 
                               (Maria Ziółkowska)



Wiosna i lato to czas, kiedy natura oszałamia nas i uwodzi nie tylko kolorami, ale i zapachami.
Taka swoista symfonia aromatów. Co chwilę pojawiają się nowe, przechodzą jedne w drugie, przenikają się nawzajem...
Zawsze jednak jest taki, który gra pierwsze skrzypce w tej zapachowej orkiestrze, przewodzi i wyraźnie wybija się na pierwszy plan.
W czerwcu to bezapelacyjnie zapach jaśminu;-)
Gwoli ścisłości spieszę dodać, że nie chodzi mi o "prawdziwy jaśmin" (Jasminum), ale tak naprawdę o jaśminowiec (Philadelphus), którego rozłożyste biało kwitnące, zachwycająco pachnące krzewy są nieodłącznym elementem naszego krajobrazu wiejskiego i miejskich, raczej starszych parków.



To bezapelacyjnie jedne z najpiękniejszych krzewów kwitnących u progu lata.
Sam wdzięk i piękno.
Uwielbiam jaśmin od zawsze. Jego wielki krzak rósł w kącie ogrodu moich rodziców, tuż przy płocie. Zawsze, kiedy wącham jaśminowe kwiaty, przenoszę się myślą do tamtego ogrodu z wczesnodziecięcych lat.  
Niestety, jaśmin  z ogrodu mojego dzieciństwa nie bardzo nadawał się na kwiat cięty, gdyż  często urzędowały na nim mszyce. Jakoś szczególnie lubią te krzewy.
Dzisiaj łatwiej sobie z mszycami poradzić. Wtedy stanowiły istną jaśminową plagę.
Ale kto by się mszycami przejmował:) Wystarczyło zamknąć oczy, mszyce znikały z pola widzenia, a upojny zapach pozostawał.


SKĄD MAMY JAŚMIN?


Najpopularniejszym gatunkiem uprawianym w naszym kraju jest jaśminowiec wonny (Philadelphus coronarius). Pochodzi z Europy Południowej i południowo - zachodniej Azji.Do Europy Środkowej przywędrował w XVI wieku. W  polski krajobraz wpisał się mistrzowsko. Zwłaszcza w krajobraz wiejski. Jest w wiejskich ogrodach "od zawsze" i aż trudno uwierzyć, że to nie nasz rodzimy krzew:)



Na zdjęciu powyżej jaśminowiec rosnący w świętokrzyskim "raju" mojej przyjaciółki.
ZOŚKU, dziękuję za fotki:)

KŁOPOTY Z NAZWĄ


Znany u nas powszechnie jaśminowiec wonny i "prawdziwy" jaśmin, to dwie zupełnie różne rośliny. Nazwa jaśmin, choć niepoprawna, tak bardzo wrosła w polszczyznę, literaturę i poezję, że chyba już się to nie zmieni. Warto jednak wiedzieć, że choć popularna to nieprawidłowa, żeby uniknąć niepotrzebnych pomyłek;-)



Lubią jaśmin poeci.
Na przykład Leśmian pisał tak:

                                           "Ty przychodzisz jak noc majowa...
                                              Biała noc, noc uśpiona w jaśminie...
                                              I jaśminem pachną twe słowa...
                                              I księżycem sen srebrny płynie...
                                              Kocham cię..."


 Spróbujcie sobie wyobrazić, że zamiast "jaśmin" byłoby tu "jaśminowiec". No żadną miarą nie da rady;-)))))) I o ile zawsze jestem przeciwna nazywaniu roślin "cudzymi imionami", o tyle dla jaśminowca robię wyjątek, i może jeszcze dla bzu, co lilakiem jest tak naprawdę, no i dla akacji, która robinią być powinna;-) Imię "jaśmin" podoba mi się zdecydowanie bardziej niż "jaśminowiec" i tyle! W pozostałych przypadkach stanowczo protestuję przeciwko przezwiskom i do poprawności botanicznej i systematycznej wzywam;-)

ZA CO GO KOCHAMY

- za zniewalający zapach kwiatów

- za czarujące, niczym panna młoda w bieli, okazałe, niezwykle bogato ukwiecone krzewy

-  ogrodnicy (zwłaszcza amatorzy) kochają go za łatwość uprawy i niewielkie wymagania

-  architekci krajobrazu za dużą odporność na zanieczyszczenia powietrza, dzięki czemu z powodzeniem można go sadzić w miastach

- floryści za delikatne, urokliwe kremowobiałe kwiaty, przypominające gwiazdki. Cudnie zaprezentuje się jaśminowiec w towarzystwie ogrodowych, pnących odmian róż o różowej barwie kwiatów. W chłodnych tonacjach z ostróżkami, a w białych monochromatycznych kompozycjach z piwonią, złocieniem wielkim i drobnokwiatowymi odmianami róż. Niestety kwiaty jaśminowca po ścięciu z krzewu są bardzo mało trwałe i chyba właśnie dlatego we florystyce stosuje się go rzadko. Ostatnio próbowałyśmy dodać jaśminowiec do wianków, ale nie był to doby pomysł, bo kwiaty niemal natychmiast zwiędły.


JAŚMINOWIEC WE FLORYSTYCE


Najpiękniej prezentują się jednorodne, okazałe jaśminowe bukiety umieszczone w szklanych lub ceramicznych wazonach.
Nie mam własnych zdjęć jaśminowych aranżacji, więc pokażę Wam to, co udało mi się wyszperać w Internecie.




źródło zdjęcia: PINTEREST


zdjęcie pochodzi STĄD


źródło zdjęcia PINTEREST


Nie ma tego niestety zbyt wiele. I jak widzicie, jaśminowiec jest w tych kompozycjach zaledwie dodatkiem.
Może znacie jakiś dobry sposób na przedłużanie trwałości kwiatów jaśminowca?
Fajnie byłoby móc wykorzystywać go we florystycznych aranżacjach...

I na tym kończę moje dzisiejsze jaśminowe rozważania:)
Jeszcze tylko uśmiech z jaśminowego krzewu Wam przesyłam.



Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy do mnie zaglądają.
Zostawiajcie proszę ślad w komentarzach. Miło jest wymienić poglądy, podyskutować, wspólnie szukać rozwiązań.  Krytyczne uwagi również bardzo mile widziane.
Piszcie!
Miłego i pełnego uśmiechu weekendu Wam życzę.
I do następnego pisania:)


FLORENTYNA





LITERATURA:

1. "Świat krzewów ozdobnych" Maciej Mynett
2. "Gawędy o drzewach" Maria Ziółkowska
3. "Działkowiec" 6/2008, "Jaśminowiec czy jaśmin" dr P. Latocha
4. "Kwietnik" 7/2007 "Aromat letniej nocy" Piotr Syga
5. Wikipedia




Jaśminowy bonus:)

$
0
0

Jeszcze ciągle powietrze o zmierzchu pachnie jaśminem:) Ale codziennie coraz więcej białych płatków pod krzewem, niż na nim. Czas jaśminu powoli dobiega końca...
A ja nadal pozostaję w jaśminowych klimatach. Szperam po literaturze, książkach, starych czasopismach. Buszuję po zaprzyjaźnionych i ulubionych blogach, szukając jaśminowych śladów.
I oto co dla Was wyszperałam;-)

HOROSKOP CELTYCKI

Podobno jeden z najstarszych, liczący sobie ponad dwa tysiące lat. Jego twórcami są druidowie - starożytni celtyccy mędrcy i kapłani. Genialni znawcy drzew. Według ich wierzeń, opiekunem każdego człowieka jest drzewo. Może warto wiedzieć, jakie jest nasze drzewo:) I być z nim w ścisłym kontakcie.
Dzisiaj porcja wiedzy druidów, dla tych, którzy  urodzili się pod znakiem jaśminowca.

UWAGA: osoby urodzone 01.05 - 14.05 oraz 05.11 - 11.11  - to horoskop dla Was:)

JAŚMINOWIEC (dyplomacja)

Miły i towarzyski jaśminowiec zjednuje sobie ludzi swobodą i umiejętnością rozmowy. Wydaje się zrównoważony i bez problemów - w istocie wrażliwy i pełen rezerwy. Jak nikt inny rozumie zalety dyplomacji, a jego działania są ostrożne i przewidujące. Małżeństwo z jaśminowcem nie jest łatwe - mimo iż jest odpowiedzialny, ciążą mu zobowiązania. Od życia oczekuje niewiele, nadzieje pokłada w dzieciach, które umie starannie wychować. Nie jest materialistą, lecz pracowity i obdarzony wyobraźnią często nieźle zarabia.


𑇙 Powyższe informacje zaczerpnęłam z, nieistniejącego już, miesięcznika OGRODY nr 1/2005


Wiem, że to tylko zabawa, ale może warto posadzić w ogrodzie drzewo czy krzew, z którym z racji terminu urodzenia, jesteśmy związani cechami charakteru i pewnym podobieństwem. I które, według druidów, jest naszym opiekunem. Opieki nigdy dosyć;-) A i nadmiar drzew jeszcze nikomu nie zaszkodził. Sadźmy więc nasze drzewa opiekuńcze😊😊😊


Powyżej było dla ducha, a teraz coś dla ciała: na blogu KLAUDYNY HEBDY, który uwielbiam i często do niego zaglądam, wynalazłam przepis na peeling truskawkowo-jaśminowy.
Jako, że sezon truskawkowy w pełni, a czas jaśminu jeszcze trwa, polecam ten aromatyczny i apetyczny kosmetyk wypróbować.
Przepis przytaczam w całości z bloga Klaudyny.

PEELING TRUSKAWKOWO- JAŚMINOWY KLAUDYNY HEBDY


Składniki:
  • 3  duże aromatyczne truskawki
  • 3 strąki zielonego kardamonu, nasionka wyciągnięte, rozgniecione (jeśli checie sobie zrobić peeling „antycelulitowy”* zamiast kardamonu dajcie zmielony cynamon, który pobudza krążenie)
  • 1 łyżeczka płynnego miodu
  • 1 łyżeczka oliwy
  • 5-6 kwiatów jaśminowca, podzielonych na płatki lub pokrojonych ostrym nożem na kawałeczki
  • około 1/2 – 1 kubek cukru, drobnego (w zależności od tego jak soczyste są truskawki)
  • opcjonalnie 3-5 kropli olejku eterycznego z pomarańczy lub z cytryny, bardzo dobrej jakości i takiego, który nas nie uczula
* bo i tak niestety nie ma cudownego lekarstwa na celulit, gdyby było gwiazdy z Hollywood dawno by sobie celulit usunęły…:(
Przygotowanie:
Truskawki rozgniatamy widelcem (używamy dojrzałych truskawek). Jeśli mają bardzo dużo wody, można odrobinę soku odlać/wypić.
Dodajemy miód, oliwę, kardamon, dokładnie mieszamy.
Dodajemy cukier: zacznijmy od połowy szklanki. Jeśli widzicie, że jest za rzadkie, dodajecie dalej, do uzyskania takiej konsystencji jak na zdjęciu. Dodajemy płatki, mieszamy jeszcze raz
Przekładamy do czystych słoiczków lub od razu zużywamy.
Peeling w małych ilościach jest jadalny:)
To tyle!
Peeling jest gotowy, używamy go przy najbliższej kąpieli:)


zdjęcie: KLAUDYNA HEBDA

Miłego i pełnego uśmiechów tygodnia życzę wszystkim moim miłym gościom.
Pozdrowienia i do napisania:)


FLORENTYNA






Wybieram kwiaty!!!

$
0
0
Witajcie kochani w pierwszym dniu astronomicznego lata.
Jakie to wspaniałe uczucie, obudzić się rano i poczuć wpadający przez okno, oszałamiający zapach lata, usłyszeć ptaki:-)
Kiedy jest bardzo wcześnie, odgłosy miasta nie zakłócają jeszcze ciszy natury, więc chociaż przez chwilę ma się wrażenie bliskiego z nią kontaktu...
Trwaj chwilo!


Marzę już o wakacyjnych włóczęgach, o wiejskich krajobrazach, o zanurzeniu bosych stóp w trawie, jednym słowem o ucieczce z rozprażonego upałem miasta marzę.
To już za chwilę, jeszcze tylko dwa tygodnie i... witaj swobodo😊😊😊

No, ale wracajmy do rzeczywistości. Póki co jeszcze jestem w mieście. Jeszcze wzywają codzienne obowiązki. Ale tak miło czekać na wakacje.

Zapraszam Was drodzy moi goście na cykl wpisów pod wspólnym tytułem:

WYBIERAM KWIATY



Pomysł na ten cykl powstał w mojej głowie niejako w opozycji do panoszącej się powszechnie i zataczającej coraz szersze kręgi przedziwnej "mody"na wszelkie "zamiast kwiatów". Dlaczego zamiast, pytam?????
Co komu zawiniły kwiaty, że odsuwa się je gdzieś na margines? 
Napisałam kiedyś post przewrotny z moimi propozycjami innych "zamiast", no bo skoro chcemy zastępować kwiaty czym innym, to może warto posunąć się dalej w tym "praktycznym" podejściu do życia😉

A dzisiaj pragnę poinformować wszem i wobec, że jestem absolutną przeciwniczką zastępowania kwiatów jakimikolwiek innymi produktami!!!! Bo ja w y b i e r a m  k w i a t y!
Może nie jestem praktyczna, bo przecież zwiędną. Ale taki ich urok właśnie, że są ulotne i nietrwałe. Chcę otaczać się kwiatami każdego dnia, chcę by towarzyszyły mi w chwilach radosnych i smutnych. Ślub co prawda mam już dawno za sobą, ale chciałabym bardzo podziękować przyjaciołom i rodzinie za to, że nikomu nie przyszło do głowy obrażanie mnie jakimkolwiek "zamiast";-) Dziękuję Wam kochani za to, że dosłownie "obsypaliście " mnie kwiatami. Cudowne wspomnienie. 
Bo zasługuję na kwiaty!!!! Tu i teraz, a nie dopiero, kiedy przeniosę się na "łąki niebieskie".
Czy zauważyliście, że kiedy odchodzą nasi bliscy, nie żałujemy im kwiatów...
Dlaczego czekamy tak długo???  Bardzo podobało mi się pytanie, jakie zadała klientowi swojej kwiaciarni świetna polska florystka Katarzyna Greta Szymkowiak, cytuję: "Kiedy będzie pan kupował żonie kwiaty? Po śmierci???"
No właśnie. I wszystko na ten temat!!! 


POZWÓLMY KWIATOM MÓWIĆ...

"Przez wieki i niemal we wszystkich językach, zarówno człowiek pierwotny, jak i cywilizowany, ze słowem "kwiat"łączył wyobrażenie lubości, krasy i niewinności. Kwiatami wszystkie narody stroiły świątynie; kwiatami uścielano drogi przed wielkimi mężami; płeć piękna od kwiatów nabierała ozdoby; kwiatami zakochany ujmował swą wybrankę (...)"
                                         (wypis z "Ogrodów Północnych" Józefa Strumiłły, wyd. w Wilnie w roku 1844, przypomniany przez profesora Jana Ślaskiego z Krakowa , cytat za kwartalnikiem "Kwiaty", niestety nie wiem z którego roku, bo mam stary egzemplarz bez okładki.)




                    
Kwiaty towarzyszyły nam od zawsze, od zarania dziejów; od dnia narodzin aż do ostatnich chwil życia. A uroczystości ślubne z kwiatami wiązały się nierozerwalnie. Czy warto to zmieniać? Zwróćcie uwagę na słowa: "płeć piękna od kwiatów nabierała ozdoby"... Pytam (znowu może nieco przewrotnie;-), czy takiej samej "ozdoby" nabierze od worka karmy dla psów???
I żeby nie było wątpliwości, informuję, że nie mam nic przeciwko karmie dla psów. Kocham zwierzaki. I w moim domu były zawsze. Ale kochani, wszystko ma swój czas i miejsce.
I tego trzymać się trzeba;-)

Ponieważ WYBIERAM KWIATY,  na FB ogłosiłam projekt KWIATY NA KAŻDY DZIEŃ😊
Bo z kwiatami żyje się ładniej i łatwiej. Bo kolorują nasze życie. Bo łagodzą obyczaje.
Dzisiejszy dzień pod znakiem IRYSA:)



Pozdrawiam Was serdecznie z upalnego Wrocławia i zapraszam do rozmów o kwiatach. Polemiki i uwagi krytyczne mile widziane:)

ciąg dalszy nastąpi... 








Wybieram kwiaty - część druga. Tym razem post wspomnieniowy.

$
0
0
Witajcie miłośnicy kwiatów.
Zgodnie z zapowiedzią kontynuuję cykl "Wybieram kwiaty". Wpisy pod tym hasłem już na stałe zagoszczą na moim blogu. Będą rzecz jasna przeplatane innymi, ale co jakiś czas wrócę do kwiatowych rozważań:)
Dzisiaj garść moich kwietnych wspomnień.
Niezależnie od tego, jak daleko udaje mi się sięgnąć pamięcią, zawsze widzę wokół siebie kwiaty, drzewa, trawy, zioła.
Dorastałam w bliskim kontakcie z naturą i od dziecka uczono mnie zachwytu nad jej niezwykłością ale i szacunku dla niej.
Moim pierwszym nauczycielem przyrody był Tata. Pamiętam, że kiedy tylko zaczęłam mówić,  uczył mnie nazw kwiatów, drzew i ptaków.
W niewielkim ogrodzie moich rodziców zawsze coś kwitło, pachniało, zachwycało kolorami.
Próbuję zmobilizować pamięć, by pokazała mi pierwszy kwiat, który nauczyłam się rozróżniać.
Wydaje mi się, że jest to bratek. Rodzice nazywali je "braciszkami", a ponieważ bardzo lubi je moja Mama, więc w naszym ogrodzie były od zawsze i są do dzisiaj.
Mama kochała i kocha kwiaty. Ojciec mój zawsze o tym pamiętał. Dlatego zwyczaj obdarowywania bliskich kwiatami i wyrażania uczuć za ich pomocą jest dla mnie tak oczywisty jak oddychanie.
Kwiaty po prostu zawsze były w moim życiu. Nie miałam więc absolutnie wątpliwości co do kierunku studiów: ogrodnictwo, nie mogło być inaczej;-)

Nie chcąc być gołosłowna, pokażę Wam jedno z moich najwcześniejszych zdjęć:)
Jest bardzo "prehistoryczne", ale tym bardziej dla mnie cenne.
Popatrzcie sami:


Mam nadzieję, że pomimo niedoskonałości obrazu, widać co ściskam w tłuściutkiej łapce;-)
A w drugiej gałązka wierzby. 
Powiedzcie sami, czy ja miałam inne wyjście? Kwiaty były po prostu moim przeznaczeniem. I tyle;-)

Wczesne dzieciństwo...


... to czas, kiedy na kwiatowe "wyprawy i łowy" zabierał mnie Tata. Wiosną zbieraliśmy fiołki, aby całe ich garście zanieść Mamie, która dekorowała pachnącymi bukiecikami dom.
Potem przychodził czas łubinów, chabrów, maków i rumianków, za którymi wędrowaliśmy po polach. Jesienią znosiliśmy do domu naręcza wrzosów z leśnych grzybowych wypraw (grzybobrania z moim Tatą, to odrębny temat, budzona o czwartej rano, a czasem jeszcze wcześniej, zaspana, ale najszczęśliwsza na świecie jechałam z rodzicami do lasu, w inny, zaczarowany świat, w inny wymiar niemal;-)
Odkąd pamiętam, w moim domu rodzinnym świeże kwiaty na stole były zawsze. Dbała o to Mama. Najczęściej były to kwiaty ogrodowe, wyznaczające rytm następujących po sobie pór roku.
Wiosną bukiety tulipanów, latem goździki brodate, dzwonki, łubiny, irysy, floksy i co tam jeszcze w ogrodzie zakwitło. Bardzo utkwiły mi w pamięci pachnące floksy, które królowały w ogrodzie mojej Babci. I pewnie dlatego były jednymi z ukochanych kwiatów Mamy.



W jesiennych bukietach panowały niepodzielnie astry, za którymi moja Mama dosłownie przepada:) I nie mam tu na myśli astrów bylinowych, marcinkami zwanych, ale popularne w naszych ogrodach, urokliwe, jednoroczne astry chińskie.


Ja też je ogromnie lubię. Kojarzą mi się z dosytem i spokojem schyłku lata.
Także z początkiem roku szkolnego, który uwielbiałam. Naprawdę. Te pachnące nowością książki, czyste zeszyty, całą tę wielką tajemnicą, która przede mną:)
I oczywiście naręcza kwiatów dla ukochanych nauczycieli.
Ech, to były czasy;-)

Z zimowych wypraw z Tatą, bardzo utkwiła mi w pamięci jazda na łyżwach. Tata szedł sobie spacerkiem, a ja "szusowałam" po oblodzonych trotuarach;-)
Z tych wypadów wracałam zawsze ze zziębniętym nosem, różowymi polikami i obowiązkowo z wiązką jakichś plastycznie pogiętych gałęzi. Coś przecież musiało zdobić dom, nawet zimą:)

Kochani, ponieważ wpis robi mi się oooogromnie długi, więc dzisiaj na tym skończę moje kwiatowe wspomnienia. Powrócę do nich w kolejnym pisaniu.
Bardzo serdecznie Was pozdrawiam i życzę, by każdy Wasz dzień pełen był uśmiechu i kwiatów.
Bo przecież, jak pięknie napisała Ewa, prowadząca bloga MARZENIAMI MALOWANE

KWIATY TO UŚMIECH BOGA:)

Pamiętajmy o tym każdego dnia.

Proszę, piszcie mi o Waszych kwietnych wspomnieniach i kwiatowych historiach.
Dziękuję, że odwiedzacie "Groszki i róże";)

I do następnego pisania.


FLORENTYNA










Hosty, czyli uroda liści - moja lipcowa roślina miesiąca

$
0
0
Witajcie kochani.
Wracam do cyklu "roślina miesiąca". W czerwcu był jaśminowiec, w lipcu przyszedł czas na moje ulubione funkie, czyli hosty.
Obie nazwy funkcjonują niemal równorzędnie i w związku z tym często zapominam, która jest polska, a która łacińska;-)))
A prawda wygląda tak: po polsku funkia, a po łacinie Hosta.
To bardzo stara bylina, którą ponoć uprawiali już Chińczycy przed dwoma tysiącami lat.
Podobno jedna z najstarszych roślin ozdobnych.
Pomimo, że funkie to Azjatki, bardzo dobrze odnalazły się  w naszym klimacie.
Myślę, że w ogrodzie florysty to absolutne "must have":)
Liście funkii urzekają swoją urodą, zwłaszcza teraz, kiedy odmian jest ogromna mnogość.
Poniżej na zdjęciu mała próbka tej różnorodności:



Istny liściowy zawrót głowy:) 


SKĄD DO NAS PRZYSZŁY


Z dalekiej Azji przywędrowały. Z Chin, Mandżurii i Półwyspu Koreańskiego. Najpierw przeniosły się do  Japonii, by stamtąd trafić do Europy.
Początkowo do Wielkiej Brytanii, gdzie przez lata rosły niemal w każdym ogrodzie.
Choć niektóre źródła mówią, że pierwsi przyjęli funkie Francuzi.
Cała historia i systematyka tych pięknych bylin jest nieco pokręcona i mocno zawikłana, a to dlatego, że sprowadzali je w tym samym czasie różni botanicy i odkrywcy. Niektóre z nich początkowo zaliczane były do rodzaju Hemerocalis, czyli liliowiec.






Dlaczego przez lata zostały zapomniane...


Ano dlatego, że nastały czasy mody na rośliny o barwnych kwiatach, które funkię na jakiś czas wyparły z ogrodów.
Obecnie przeżywa renesans popularności.
Jest wspaniałą byliną do półcienistych zakątków ogrodu. Są też odmiany, które dobrze się czują na stanowisku słonecznym.
Usiłuję przypomnieć sobie, kiedy miało miejsce moje pierwsze spotkanie z hostami. I nie umiem zlokalizować tego w pamięci. Nie było ich z całą pewnością w ogrodzie moich rodziców, bo w tamtych latach akurat do mody ogrodowej nie należały.
Myślę, że zobaczyłam je po raz pierwszy  na studiach. I od razu pokochałam miłością wielką, która trwa nadal i pewnie nic tego nie zmieni:)
I o ile miłością do wielu roślin zarazili mnie Rodzice, o tyle z funkią rzecz się ma odwrotnie: przekazałam swój funkiowy zachwyt Mamie i teraz sadzimy te piękne "liście" w jej ogrodzie na potęgę:)




ZA CO KOCHAMY FUNKIE?


Za liście oczywiście!!! (rym niezamierzony;-)
A liście te mogą być różne, różniste, zarówno pod względem zabarwienia, jak i kształtu.
Są zielone, niebieskie, pstre, złote, paskowane, biało lub żółto obrzeżone lub z jasnymi plamami w środku blaszki liściowej.
A kształty liści: od wąskich, lancetowatych, poprzez sercowate i owalne, do niemal okrągłych.
Poszczególne odmiany różnią się też wielkością: od mikrusów (do 10 cm wysokości), po olbrzymki sięgające wzrostem powyżej metra!!!
W ogrodach pięknie wyglądają w połączeniu z roślinami o purpurowych lub złotawych liściach oraz z gatunkami o intensywnej barwie kwiatów.
Na poniższym zdjęciu w połączeniu z żurawkami.


źródło zdjęcia: Ogrodowe Sprawy

FUNKIE WE FLORYSTYCE


O ile kwiaty funkii najlepiej podziwiać w ogrodzie, o tyle liście są doskonałym materiałem florystycznym. Świetnie nadają się na przykład na zielone kryzy do bukietów, zarówno tych nieformalnych, rozwichrzonych, ogrodowych, jak i do wiązanek ślubnych.



źródło zdjęcia: PINTEREST


źródło zdjęcia: FLORAL ACCENTS


źródło zdjęcia: Flirty Fleurs


źródło zdjęcia: PINTEREST


zdjęcie pochodzi STĄD


To zaledwie kilka przykładów florystycznego zastosowania tych urodziwych liści. Możliwości są ogromne. 
Można używać ich do szpilkowania (na przykład wianków, czy gąbek), można tworzyć z nich jednorodne liściowe bukiety, można w końcu zwijać je, spinać, rolować. wyklejać nimi płaskie kryzy. I dużo, dużo więcej, co tylko nam wyobraźnia podpowie:)
Ja kiedyś użyłam liści funki do dekoracji biało-zielonego wianka wykonanego z ogrodowych róż.



I to tyle na dzisiaj, chociaż o hostach można by duuużo, duuużo więcej.
Serdecznie Was pozdrawiam i do następnego pisania:)

FLORENTYNA



LITERATURA: 

1. Ogrody 5/2004
2. Działkowiec 1/2007
3. Działkowiec 7/1998
4. Kwiaty 2/1997
5. Kwiaty 2/1998





Uroda śniegowych dzwonków, czyli pierwsze zwiastuny nadchodzącej wiosny

$
0
0

Gdy rozkwita pierwszy przebiśnieg,
dokoła śnieg z zachwytu taje -
Może i piękniej kwitną wiśnie,
Lecz...cóż za sztuka - kwitnąć w maju?!
                         (Tadeusz Szyma)


Witajcie kochani.

Po długiej przerwie witajcie... Przespałam jesień, zimę przespałam... Wiosna idzie, czas więc najwyższy przetrzeć oczy i obudzić się do życia;-) Zwłaszcza, że jest mnóstwo ku temu powodów. 
Nowy rok, nowa wiosna, nowa ja...
Budzę się razem z przebiśniegami;-)
Zachwycają mnie nieodmiennie od zawsze. Może dlatego, że u schyłku zimy z radością witamy pierwsze zwiastuny wiosny, a może po prostu dla ich niezaprzeczalnej urody.


Ich nazwa wskazuje, że przez śnieg powinny się przebijać... Dawno temu tak było.
Dzisiaj w moich rejonach śniegu ani na lekarstwo.
I dobrze, nie lubię miejskiej zimy.
Ja wiem, że dopiero zaczął się luty, ale nic na to nie poradzę, że moja wiosna już się obudziła.
Urokliwe przebiśniegi są tego najlepszym dowodem.
W ogrodzie, który pamiętam z dzieciństwa, było ich zawsze dużo, gnieździły się pod drzewem starego orzecha i pod brzozą wśród traw (jeszcze smacznie drzemiących, gdy przebiśniegi wychlały spod śniegowej pierzynki swoje białe główki)
Czekało się na nie z niecierpliwością, a kiedy się pojawiały, znaczyło to, że lada chwila nadejdą ciepłe dni i będzie można założyć upragnione podkolanówki;-)))
Dzisiaj już raczej nie noszę podkolanówek, no chyba, że pod spodniami;-)))))
Niezależnie od tego na przebiśniegi czekam jak dawniej, z ogromnym utęsknieniem.
Z tych ogrodowych robiłam maleńkie bukieciki, które ustawiałam na stole przy którym odrabiałam lekcje, żeby przypominały mi o zbliżającej się wiośnie.
Tylko z ogrodowych, bo już od wczesnego dzieciństwa wiedziałam od Taty o tym, że te dziko rosnące są pod ochroną i zrywać ich nie wolno.
Za to można było zachwycać się nimi do woli. Mnóstwo ich rosło w pobliskich lasach, a także na starym poniemieckim cmentarzu, który kiedyś był w moim mieście. Tego cmentarza trochę się bałam, ale kiedy rozbielał się łanami przebiśniegów nic nie było w stanie powstrzymać mnie przed zapuszczaniem się tam na spacery, nawet strach;-) 



JAK NAPRAWDĘ MA NA IMIĘ?

Właściwa nazwa botaniczna tego wdzięcznego śniegowego dzwoneczka ( z niemieckiego: Schneeglöckchen), to śnieżyczka przebiśnieg (Galanthus nivalis).
Swoje imię Galanthus  zawdzięcza Karlowi Linneuszowi, któremu czysta biel kwiatów skojarzyła się pewnie z mleczną bielą i wybrał dla nich nazwę wywodzącą się z języka greckiego: gdzie gala to mleko, a anthos - kwiat. Czyli jednym słowem mleczny kwiat;-)
Druga część nazwy, określająca gatunek pochodzi z łaciny:  nivalis, czyli śnieżny.
Po zsumowaniu tego wszystkiego wyszłoby nam: mleczny kwiat śnieżny:) Ładnie, prawda?
U nas najczęściej nazywa się go przebiśniegiem, śnieżyczką znacznie rzadziej.

PRZEBIŚNIEGI WE FLORYSTYCE

W kompozycjach florystycznych przebiśniegów jest raczej niewiele.
Wynika to być może z faktu, że kwiatek to drobny i delikatny więc do stworzenia ciekawej kompozycji potrzeba by ich było sporo, a na giełdzie kwiatowej raczej ich nie widuję.
Jedyne przebiśniegowe bukieciki jakie w tej chwili kojarzę, to te sprzedawane wczesną wiosną na bazarach przez działkowiczki. Hm... należy tylko mieć nadzieję, że są to kwiaty wyhodowane w ogrodzie...
Takie "przydrożne" bukieciki przebiśniegów najczęściej otulane są jakimiś liśćmi.
Czy są ładne, cóż...to sprawa dyskusyjna, chyba;-)
Nie ulega kwestii, że wdzięczne te kwiaty najpiękniej prezentują się w ogrodzie pod drzewami i w lesie wśród ściółki z zeszłorocznych liści.
Gdyby chcieć je wykorzystać w kwiatowej aranżacji do wnętrza, to myślę, że pójść by należało właśnie w kierunku leśnych eko klimatów. Świetnie odnajdą się także w stylistyce skandynawskiej -  kilka słoiczków czy niewielkich szklaneczek z przebiśniegami z pewnością wniesie wiosenny klimat do naszych wnętrz.
Przebiśniegi pięknie komponują się z mchem, patykami, konarami, korzeniami czy kamieniami.
W odmętach Internetu udało mi się odnaleźć zaledwie kilka propozycji przebiśniegowych bukiecików.
Popatrzcie, prawda, że urokliwe:)


źródło zdjęć: Pinterest

Naturalnie i bezpretensjonalnie, te dwa słowa najlepiej określają wczesnowiosenne przebiśniegowe aranżacje.
Myślę jednak, że jeśli mamy ich w ogrodzie niewiele, to może raczej niech w nim pozostaną, by dłużej cieszyć nasze oczy swą świeżą i delikatną  urodą.
Jeśli zaś mamy ich w ogrodzie całe łany, to koniecznie udekorujmy nimi nasze mieszkanie. Wniosą powiew nadchodzącej wiosny:)

Dajcie znać w komentarzach, czy lubicie przebiśniegi. I czy wolicie je w ogrodach, czy też z przyjemnością robicie z nich bukieciki do dekoracji wnętrz?
Pozdrawiam Was serdecznie i do napisania.



                   FLORENTYNA





Sosnowe opowieści, czyli moja roślina lutego 2018

$
0
0
Był pagórek piaszczysty, na nim każdej wiosny
złociły się dziewanny i szumiały sosny.

                                          (Teofil Lenartowicz)


DLACZEGO SOSNY?...


Bo piękne są, majestatyczne a zarazem bardzo swojskie, bardzo nasze i bliskie sercu. Eleganckie, dostojne i ozdobne przez cały rok. I za to kochają je miłośnicy ogrodów.
Floryści kochają je także;-) Za co? O tym już za chwilę. Powiem Wam tylko tyle, że sosny w pełni na tę miłość zasługują dostarczając florystom fantastycznego i rozbudzającego wyobraźnię tworzywa.
Lubię sosny. Lubię na nie patrzeć, lubię wśród nich spacerować i wdychać ich żywiczny zapach.
Usiłuję odnaleźć w pamięci moje pierwsze spotkania z sosnami. I nie odnajduję ich we wczesnym dzieciństwie. Nie mieszkaliśmy blisko lasu. Do małych ogrodów sosny raczej się nie nadają ze względu na osiągane rozmiary, miniaturowych odmian jeszcze w tamtych czasach nie było. Tak więc z dzieciństwem ich nie kojarzę. Moje pierwsze sosnowe wspomnienie wiąże się z grzybobraniem z moim ojcem. Miałam wtedy jakieś 10-11 lat. W młodniaku sosnowym maślaków było zatrzęsienie. Pamiętam do dziś to fantastyczne uczucie, kiedy łaziłam na czworakach pod niskimi gałęziami młodych sosen i napełniałam kosz grzybami. A trzeba Wam wiedzieć, że wtedy padał deszcz. Kapało mi za kołnierz, ale prawie tego nie czułam podekscytowana ilością grzybów;-) I ten upojny sosnowy zapach.  
Lubiłam też zbierać sosnowe szyszki. Zawsze przywoziłam je do domu z naszych grzybowych wypraw. I tak mi zostało do dzisiaj;-)



                                SKĄD PRZYWĘDROWAŁY SOSNY?

Maria Ziółkowska w swoich "Gawędach o drzewach" przytacza starą legendę, według której sosny podarował nam sam Bóg. Podobno, gdy Pan Bóg stworzył polską ziemię, zauważył gdzieniegdzie puste piaszczyste pagórki, które wręcz domagały się roślinności. I specjalnie dla tych naszych polskich piasków stworzył sosnę:)
"Miło człowiekowi, gdy się dowiaduje, że jego ziemia ojczysta jest wyróżniona przez samego Stwórcę" pisze pani Ziółkowska. Ale zaraz potem dodaje, że podobne opowieści znane są na Półwyspie Bałkańskim i w Pirenejach:) I jakaś chińska legenda analogiczną sytuację przytacza:)
Jakby nie patrzeć i tak jesteśmy wśród wyróżnionych. Wszak Bóg stworzył gatunków sosen całe mnóstwo (szacuje się, że ok. 80), miał więc czym różne krainy obdzielić:)
           
            Sosna pospolita (Pinus silvestris) jest naszym gatunkiem rodzimym. Zna ją chyba każdy. Na stałe wpisała się w polski krajobraz,spotykamy ją niemal na każdym kroku. Stanowi około 70 % drzewostanu naszych lasów, nic więc dziwnego, że zdobyła tytuł Królowej Polskich Lasów:)
Bardzo lubię nadmorskie lasy wydmowe, gdzie spotkać można nie tylko sosnę pospolitą ale i inne gatunki.

                                                                   







SOSNA WE FLORYSTYCE...





...zadomowiła się na stałe i to bardzo:). Nie ma chyba florysty, który nie kochałby sosny za jej niepodważalne florystyczne walory. Dostarcza nam tworzywa bardzo różnorodnego: począwszy od znanych wszystkim szyszek po które najchętniej sięgamy w okresie Bożego Narodzenia, 

                                                                         
zdjęcie pochodzi STĄD


       ...poprzez igły i rosochate gałązki

                                                                      




 ... aż po urodziwą korę.

                


     
Zastosować ją możemy w każdej niemal dziedzinie florystyki. Najbardziej kojarzy się z zimą i Bożym Narodzeniem. W stroikach świątecznych królują nie tylko sosnowe szyszki, ale także zielone urokliwe gałązki i igły. 
Jakiś czas temu robiłam sosnową dekorację stołu świątecznego dla NDiO Flora Prym wiodły tutaj sosnowe igły, z których wykonałam mini choinki "ubrane" w pomarańczowe płatki gerbery i kryształki.



Cała dekoracja stołu prezentowała się tak:

                                                                               

                                                                    


Kiedyś zapragnęłam mieć sosnową choinkę. Chociaż w czasach gdy byłam dzieckiem w naszym domu w okresie Bożego Narodzenia królował niepodzielnie świerk, to jednak zachwycił mnie pomysł mojej siostry, aby zaprosić do domu sosnę na święta:)
No i była sosna, co prawda niewielka, bo w moim niedużym metrażu większa niestety by się nie zmieściła. Tak więc miałam i ja sosnową choinkę. Cieszyła nas bardzo długo, bo w przeciwieństwie do świerka nie gubiła igieł.

                                                                 




I tak tę choinkę pokochałam, że nie mogłam się z nią rozstać.
Gdy nadeszła właściwa pora, pozdejmowałam świąteczne ozdoby, a drzewko stało sobie nadal, jako "choinka wiosenna".

Florystycznie zastosować sosnę można niemal w każdej aranżacji. No może za wyjątkiem dekoracji wielkanocnych i komunijnych. Chociaż, gdyby tak pomyśleć....;-)))

PINE WEDDING IDEAS

Sosna na dobre już chyba zadomowiła się we florystyce ślubnej. U nas w kraju jednak w ślubnych zamówieniach pojawia się niezwykle rzadko. Co innego na zachodzie. Tam panny młode wydają się być odważniejsze, bardziej kreatywne, zdystansowane do siebie i nie tak serio jak u nas... Co o tym sądzicie?
Nasze panny młode, na podstawie własnych długoletnich doświadczeń, oceniam jako osoby zbyt poważne, strasznie serio traktujące całą ślubną uroczystość i jej oprawę. No bo, co... ludzie powiedzą;-)
A gdzie fantazja, gdzie luz, gdzie przymrużenie oka???
Wszak ślub to jedyny taki dzień w życiu. Czemu nie miałby być inny od innych, nietypowy, niepowtarzalny?
Popatrzcie, jakie fantastyczne ślubne dekoracje i bukiety wykonać można z udziałem sosny:

- BUKIETY ŚLUBNE


                 źródło zdjęcia: PINTEREST


Ten zachwycający bukiet wykonał MACIEK KRZUS, zdjęcie PAWEŁ STAFIJ


                źródło zdjęcia: PINTEREST

..... i jeszcze bukiety z szyszkami:




   zdjęcie pochodzi STĄD


źródło zdjęcia: PINTEREST


źródło zdjęcia: Renee Reardin

To tylko mała zajawka sosnowych możliwości ślubnych. Wierzcie mi, że w Internecie aż roi się od inspiracji:)
Jeśli jakaś przyszła panna młoda będzie miała ochotę na sosnowy ślub, zapraszam do mnie:) Z ogromną przyjemnością wykonam dekorację absolutnie nietypową, niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju;-) Ach, jak ja o tym marzę. Ślub z sosną lub brzozą w roli głównej...
Co Wy na to?


WAKACJE WŚRÓD SOSEN

Tam, gdzie bywam ostatnio latem (Zosiu pozdrawiam:) urokliwych sosen ilość wielka.
W rozsłonecznione, gorące letnie dni powietrze upojnie pachnie sosnową żywicą.
Wierzcie mi, sosny uspokajają i relaksują. Ech, chcę już lata, chcę do sosnowych lasów kielecczyzny. Pięknie tam jak w raju...                                         




A pod sosnami mech uginający się mięciutko przy każdym kroku. I jagodowe krzaczki z soczystymi czarnymi owocami, potem maliny, jeżyny...
A na polach kwitnące maki, też obok sosen:)


A kiedy bardzo gorąco, można wskoczyć do wody... oczywiście też wśród sosen;-)


Ech, rozmarzyłam się, wakacji mi się zachciało:) Wszystko przez te sosny .
Póki co pozdrawiam Was przedwiosennie. Już niedługo kochani, już za kilkanaście dni będę mogła pozdrawiać wiosennie;-) Bardzo chcę już wiosny, bardzo...

A za wakacyjne sosnowe fotki dziękuję ZOSI. Zosiaczku, buziaki dołączam i tęsknię już za naszymi wakacjami wśród sosen;-)))

To tyle sosnowych rozważań. Wiem, że już marzec, ale nie udało mi się zamieścić w lutym mojej rośliny lutego, więc robię to teraz.

Do napisania kochani:)


                  FLORENTYNA

                                                               
                                                     


Wiosna florysty

$
0
0
Witajcie kochani groszkowo-różani przyjaciele.
Przymusowy urlop, który spowolnił moje działania i zatrzymał nieco w biegu, spowodował, że zaczęłam rozmyślać nad moimi florystyczno-blogowymi planami na najbliższą przyszłość.
Jak wiecie, ostatnimi czasy blog leżał nieco odłogiem. Złożyło się na to wiele przyczyn o których pisać tu  nie będę.
Przyszła jednak chwila, kiedy zatęskniłam do bloga i do kontaktów z Wami.
Bo lubię blogowanie, to nie ulega kwestii:) Czasem jednak "pospolitość zaskrzeczy" i przerzuci mnie w zupełnie inne rejony życia.
Ale już jestem, z mocnym postanowieniem, że nic nie zdoła mnie od blogowania oderwać. Nie i koniec;-)))
Zważywszy, że wielkimi krokami zbliża się moja ukochana pora roku... WIOSNA!!!!
Chociaż chwilowo uwięziona jestem w domu, to przecież za oknami widzę ją i czuję coraz wyraźniej.
Słońce, ptaki, niebo jak nad Andaluzją:)
I powietrze pachnące nadchodzącym przebudzeniem.
Cuuuudownie:)
A wiosna to przypływ sił witalnych, to nowe nadzieje, wena pojawiająca się jak na zawołanie, mnóstwo kreatywnych pomysłów. Jednym słowem żyć się chce, działać się chce, tworzyć się chce;-)
Nie pozostaje zatem nic innego jak tylko zakasać rękawy i zabierać się do pracy.
Dosyć leniuchowania.



Leniuchowanie było trochę przymusowe, ale dało w kość mocno.
Nie lubię nic nierobienia. Ale w pierwszym tygodniu grypy miałam zerowy kontakt ze światem:( Co za paskudne wirusy.
Teraz powoli wracam do żywych. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że zaczyna mnie nosić i szwendaczek mi się włącza:) Dobry objaw.
Póki co mogę jedynie sobie poteoretyzować, ale dobre i to:)

Przyszło mi do głowy, że zapytam Was Drodzy Moi Czytelnicy, jakimi tematami z dziedziny florystyki bylibyście zainteresowani tej wiosny?
O odpowiedzi proszę w komentarzach albo mailowo.
Jestem otwarta na propozycje;-)

Póki co słów kilka na temat WIOSNY FLORYSTY.

CO ROBIMY???


Ano, bardzo dużo robimy. Wiosna wszak to czas dla florysty pracowity niezwykle. Minął już okres spokojnego (w miarę) karnawału, czas świętowania Dnia Babci i Dziadka, Walentynki i Dzień Kobiet. Pracy było dużo.
A co przed nami?
Czas wielkanocny, radosny, twórczy i pracowity bardzo.
Lubię tę porę, chociaż czasami mam nieodparte wrażenie, że Wielkanoc przychodzi tuż po Bożym Narodzeniu. Strasznie szybko pędzi mój czas.... A jak jest u Was?


Wróćmy jednak do Wielkanocy.
Jakiego typu dekoracje przygotowujecie najczęściej i najchętniej?
Moim absolutnym numerem jeden są wianki, o czym wie zapewne każdy uważny czytelni Groszków i róż:)

W tym roku ze względu na choróbsko paskudne jeszcze wianków nie robiłam. Zamierzam zacząć na najbliższych Warsztatach Czwartkowych.

Póki co popatrzcie na wianki wielkanocne z poprzednich lat. Taki mały przegląd:)















A na koniec wiankowego przeglądu, coś odrobinę w innym stylu: wianek wykonany dawno temu przez jedną z moich uczennic na wystawę wielkanocną w nowoczesnym stylu miejskim.
Jak Wam się podoba taka opcja Wielkanocy?


Jasne, że Wielkanoc to także stroiki, palmy i inne dekoracje, ale wianki są dla mnie tym, co tygrysy kochają najbardziej:)
A Wy, jaki rodzaj wielkanocnych dekoracji preferujecie?

Z CZEGO TWORZYMY...

... czyli ulubione wiosenne rośliny florystów...
Hm... i tu zaczynają się schody. Bo tak sobie myślę, że ilu florystów, tyle ulubionych roślin i dodatków:) Czy jest coś uniwersalnego? Coś, co wszyscy lubimy i z co najchętniej wykorzystujemy w naszych pracach wiosenno-wielkanocnych?
Myślę, że można pokusić się o wybranie kilku roślin uniwersalnych. Spróbuję przynajmniej.
A zatem:

      WIOSENNE TWORZYWO FLORYSTY..

....przegląd subiektywny

1. brzoza, gałązki i kora


O tym jak powstawały takie wianki pisałam TUTAJ. A o moich brzozowych fascynacjach, także TUTAJ. Bo, że kocham brzozy miłością wielką, nie jest przecież dla Was tajemnicą:)

2. gałązki wierzby białej i bazie oraz wierzba mandżurska.


Z gałązek wierzby białej, czy mandżurskiej można wyplatać przeróżne gniazdka, czy koszyki. A wierzbowe bazie są nieodłącznym dodatkiem do wielkanocnych stylizacji:)

3. bukszpan


Wszyscy go świetnie znamy. Jest wszak w każdym wielkanocnym koszyczku i na wielkanocnym stole. To fantastyczny materiał na wielkanocne i wiosenne wianki, dodatek do palm czy wiosennych bukietów.

4. barwinek
zdjęcie pochodzi z WIKIPEDII.

Barwinka w dekoracjach używamy podobnie jak bukszpanu. Czasem może go zastępować w koszyczkach wielkanocnych. Pojawia się we florystycznych aranżacjach zdecydowanie rzadziej niż bukszpan.

5. cebulki dymki

Drobnych cebulek dymek bardzo często używam do dekoracji wielkanocnych wianków. Czasem zdarza się, że taka mała wytrwała cebulka zakiełkuje w szczypiorek i wianek zaczyna żyć własnym życiem:)

6. hiacynty


Kto ich nie kocha, no kto? Są absolutnie cudnej urody i dodatkowo oszałamiająco pachną. W aranżacjach wiosennych absolutne must have:)

7. tulipany

Jak wyżej. Po prostu kwintesencja wiosny:)

8. prymulki

Całkiem ślicznie w wiośnianych dekoracjach się prezentują. Kompozycje powstały na warsztatach wiosennych o których pisałam TUTAJ.

9. krokusy
Krokusów też nie powinno zabraknąć w aranżacjach Wielkanocnych. Oczywiście, jeśli święta przypadają odpowiednio wcześnie, tak jak w tym roku.

10. narcyzy
Nieodłącznie kojarzący się z Wielkanocą narcyz trąbkowy, potocznie zwany żonkilem

I absolutnie cudowny narcyz wonny, którego ostatnio coś jakby mniej, a szkoda...

Jest tego oczywiście znacznie, znacznie więcej. Podaję tylko kilka przykładów, które wydają się być najbardziej uniwersalne w okresie wielkanocnym. Co Wy na to? Jak Wam się podoba takie zestawienie? Korzystacie w swoich aranżacjach z roślin, które wymieniłam?
Pochwalcie się swoimi dekoracjami:)
A ja postaram się pokazać każdą z wymienionych roślin w wiosennych i wielkanocnych aranżacjach florystycznych. Nie obiecuję, że zmieszczę się z tym do Wielkanocy, raczej mi się nie uda. Podane przeze mnie rośliny, to nie tylko Wielkanoc, pokażę je więc także w innych dekoracjach wiosennych.

Póki co pozdrawiam Was bardzo już przedwiosennie i  do napisania:)

              FLORENTYNA



Ps. Część zdjęć pochodzi ze strony PIXABAY, przebogatego banku darmowych fotografii.

                                               

Wiosenne kwiatowe DIY, czyli jak zrobić stroik świąteczny z roślinami cebulowymi

$
0
0
U mnie już całkiem wiosna. A jak tam u Was?
Nie udało mi się przed świętami pokazać Wam cebulowego wiosennego stroika, a to z powodu chwilowej niechęci mojego komputera do współpracy:)
Podobno lepiej późno, niż wcale, więc pokazuję go dzisiaj.
Ma co prawda akcenty wielkanocne, ale i bez nich będzie się prezentował ładnie.
Stroik to nieco nietypowy, ponieważ jako naczynie wykorzystaliśmy słomiany wianek.
Kwiaty, które zastosowaliśmy do przygotowania aranżacji, to cudnej urody i bardzo wiosenne narcyzy trąbkowe i szafirki.




Wiemy już z czego, a teraz popatrzmy jak:) Zatem do dzieła!




STROIK WIOSENNY KROK PO KROKU


 MATERIAŁ:

- narcyz trąbkowy (Narcissus pseudonarcissus)
- szafirek (Muscari)
- mech
- bazie wierzbowe
- pojedyncze kwiaty hiacynta (Hyacinthus)
- gałązki brzozowe malowane na  żółto
- kora brzozowa


- słomiany pierścień
- karton
- haftki z drutu
- srebrny drucik ozdobny ze szpulki
- gąbka florystyczna do roślin żywych i do suchych
- celofan
- wykałaczki

1. KROK PIERWSZY: przekształcamy słomiany pierścień w naczynie do kompozycji.

W tym celu wycinamy z kartonu okrąg o średnicy nieco mniejszej niż średnica słomianego wianka i podklejamy nim wianek od spodu.





Aby uszczelnić nasze naczynie, wyścielamy je dokładnie celofanową folią.




2. KROK DRUGI: układamy w naszym "naczyniu" gąbkę florystyczną.

3/4 wianka wypełniamy  namoczoną zieloną gąbką florystyczną, a 1/4 beżową gąbką do roslin suchych.


3. KROK TRZECI: osłaniamy słomiany pierścień mchem i skrawkami kory.

Mech przypinamy do wianka za pomocą haftek wykonanych z drutu, a skrawki kory przyklejamy klejem na gorąco.


4. KROK CZWARTY: wykonujemy girlandki z baziowych gałązek

W tym celu gałązki z baziami tniemy na małe odcinki, następnie łączymy je w girlandki za pomocą cienkiego srebrnego drucika. Tak przygotowane baziowe "sznury" układamy na wianku i przypinamy haftkami z drutu.


5. KROK PIĄTY: przygotowujemy kwiaty cebulowe i wpinamy je w gąbkę.

W tym celu wyjmujemy kwiaty z doniczek, dzielimy i dokładnie myjemy cebulki.
Tak przygotowane rośliny wbijamy na wykałaczki, a drugi koniec patyczka umieszczamy w mokrej gąbce florystycznej.


6. KROK SZÓSTY: dekorujemy i wykańczamy kompozycję.

Pomiędzy kwiatami w mokrą gąbkę wpinamy kilka gałązek z baziami i  pomalowanych na żółto patyczków brzozowych. W miejscu, gdzie jest sucha gąbka, przyklejamy małe gniazdko z jajeczkami (wersja wielkanocna). Gąbkę osłaniamy mchem wpinając go za pomocą haftek z drutu. 
Pojedyncze kwiaty hiacynta nawlekamy na drucik i ozdabiamy nimi aranżację.
I gotowe!!!


Jeszcze tylko zdjęcie "rodzinne" i ... do następnych warsztatów.


I to tyle na dzisiaj. Serdecznie Was pozdrawiam i zapraszam na kolejne wiosenne propozycje kwiatowe, które już niebawem:)
Za zdjęcia z warsztatów dziękuję JOASI TATAR, pozostałe zdjęcia pochodzą ze strony PIXABAY

Do napisania.  
                                           FLORENTYNA


Łapiemy wiosnę;-)

$
0
0
Nie wiem na czym to polega, ale zaraz po 8 marca (czyli tuż po moich urodzinach:) czuję przypływ energii, sił życiowych, chciejstwa wszelkiego, nowości, zmian i działania, działania, działania...
I dodatkowo szwendaczek mi się włącza, w świat bym ruszała, nawet jeśli  nie ten daleki, to choćby do Pcimia Dolnego, czy do pobliskiego parku;-)
Jednym słowem wiośnieję już w marcu.
Trochę to paradoksalne, bo przecież z każdymi kolejnymi urodzinami przybywa mi lat... ale co tam, nic to nie zmienia, powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie: ja się dopiero rozkręcam;-)))


Czy Wy też tak macie, że kiedy nastają dłuższe dni, jest więcej słońca, więcej kolorów, od razu budzą się w Was pokłady energii uśpionej zimą?
Myślę, że najlepszy to dowód na to, że jesteśmy nieodłączną częścią natury, budzimy się do życia tak jak wszystko wokół nas.
Chciałoby się rzec, cytując poetę: "zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną";-)
I ta nieprzeparta chęć do zmiany,odnowy, do odświeżania zarówno wnętrza jak i "zewnętrza";-)
W zasadzie bez przesady mogłabym stwierdzić, że mój Nowy Rok zaczyna się w marcu, a nie w styczniu. W styczniu jeszcze śpię;-)
A w marcu... nareszcie zaczynam czuć, że żyję.
Jednym słowem przebudzenie wiosny to dla mnie granica dwóch światów: tego leniwego, zaspanego, spowolnionego chłodem, szarością i brakiem światła i tego nowego, który jeszcze przede mną, który jest obietnicą, fantastyczną obietnicą wspaniałych zdarzeń:)
Wiosną wszystko może się zdarzyć, wszystko jest możliwe i wszystko wydaje się łatwiejsze niż w innym czasie.
Warto wykorzystać ten moment i poczynić wiosenne plany i postanowienia.
Przyznaję się bez bicia, że postanowień i planów noworocznych nie lubię i nie robię, o czym pisałam TUTAJ, za to wiosenne planowanie kocham miłością wielką. Po prostu czuję absolutną konieczność układania i porządkowania życia. I sprawia mi to ogromną frajdę. I co ciekawsze, postanowienia i plany poczynione wiosną raczej udaje mi się realizować, nawet jeśli nie w stu procentach, to w zdecydowanej większości:) Ciepło, jasno, szczęśliwie, radośnie, to i motywacja większa!
Zatem kochani moi, budzimy się i do dzieła!!!

A OTO MOJE POSTANOWIENIA NA WIOSNĘ!!!

1. UKWIECAĆ ŚWIAT WOKÓŁ SIEBIE:)

Kwiaty jak wiecie to moja miłość wielka. Z racji wykonywanego zawodu mam z nimi styczność na co dzień, co nie zmienia faktu, że bardzo lubię się nimi otaczać także i poza pracą. Boleję nad tym, że coraz częściej pojawiają się przedziwne trendy dyskwalifikujące kwiaty, jakieś paranoiczne zjawisko pod tytułem " zamiast kwiatów". Dlaczego zamiast, pytam ???
Kwiatów nic nie zastąpi. Proponuję, żeby "zamiast" zastąpić propozycją "oprócz kwiatów". Tak będzie zdecydowanie lepiej:)


Moje wiosenne ukwiecanie życia zaczynam od tego, że każdą wizytę u przyjaciół i znajomych mam zamiar uświetnić kwiatami. Nie musi to być od razu wielki bukiet, wystarczy kilka stokrotek czy fiołków. Jednym słowem, kwiaty na każdy dzień, kwiaty bez okazji, kwiaty dla każdego:). Zosiu, dziękuję za inspirację:)

2. SPACEROWAĆ CODZIENNIE MINIMUM PÓŁ GODZINY.

A przy okazji śledzić, podglądać i łapać wiosnę.
Zauważyliście, że kiedy tylko nadejdą ciepłe dni, wszystko zaczyna dziać się bardzo szybko. Codziennie, ba nawet co godzinę, pojawia się nowy rozwinięty pąk, nowy liść, nowy ukwiecony pęd. Tak łatwo można to przegapić, a przecież szkoda. Spacerując przejdźmy chociaż na chwilę na rytm slow i poćwiczmy uważność. Wiosna jest tego warta.
I dokumentujmy, utrwalajmy, fotografujmy, zapisujmy.  Łapmy piękne wiosenne chwile.
Spacery temu sprzyjają;)
A teraz właśnie kwitną forsycje..


3. CZYTAĆ W PLENERZE, CZYLI Z KSIĄŻKĄ NA SPACERZE.

Książki to moja druga, oprócz kwiatów miłość trwająca "od zawsze".  A czytanie w plenerze to przyjemność podwójna. Kiedy idę na spacer, zawsze mam ze sobą książkę i mały notatnik. Lubię przysiąść na ławce, na murku, pniu drzewa czy po prostu na trawie i zagłębić się w lekturze. Wiosenne zapachy i odgłosy dodatkowo umilają czytanie. Można na długie chwile zapomnieć o całym świecie. To fantastyczny sposób na chwilę przerwy i oddech podczas długiego spaceru.
Lubicie czytać w plenerze? Ja osobiście bardzo polecam.


4. POWRÓCIĆ DO BULLET JOURNAL.

Zainspirowana fantastycznymi przykładami na Waszych blogach, ze szczególnym uwzględnieniem Kasi z bloga WORQSHOP, którą uważam za absolutny autorytet w tej dziedzinie, spróbowałam i ja... Kupiłam zeszyt, kolorowe przydasie, kredki, pisaki i rzuciłam się w wir "buletjournalowego" planowania:) Zaczęłam od grudnia, a już w marcu paskudne chorowanie spowodowało przerwę w pisaniu. Teraz, wiosną wracam do mojego raczkującego Bujo  na nowo. I wiecie co, bardzo to lubię.  Wiosna inspiruje i zachęca. Jak już wyjdę z etapu raczkowania w temacie Bujo, to może nawet odważę się Wam odrobinę ujawnić;)))

5. UŚMIECHAĆ SIĘ:)

Bo z uśmiechem żyje się łatwiej. Na swój prywatny użytek ogłosiłam sobie rok 2017 ROKIEM UŚMIECHU. I wiecie co to zadziałało. Jakby więcej uśmiechniętych ludzi pojawiło się wokół mnie... Uśmiech okazał się zaraźliwy, bardziej nawet niż grypa;)))))))
Pisałam o ty TUTAJ, w moim półrocznym sprawozdaniu z eksperymentu z uśmiechem.
A ponieważ zadziałało tak wspaniale, więc przedłużyłam sobie Rok Uśmiechu także na 2018.
Ludzie nie są ponurzy, wystarczy się do nich uśmiechnąć. Sprawdziłam, polecam.





Pozdrawiam Was bardzo wiosennie i z uśmiechem oczywiście.
W następnym poście napiszę jak łapaliśmy wiosnę do szklanych naczyń...
A zatem do napisania:)


FLORENTYNA


O tym jak łapaliśmy wiosnę do szklanych pojemników;-)

$
0
0
Było to na naszych warsztatach czwartkowych przed dwoma tygodniami.
Z powodu dzikich wybryków i fanaberii mojego laptopa kilka przygotowanych wpisów nie zostało jeszcze opublikowanych i czeka na swoją kolej.
Spróbuję pomału wszystko ponadrabiać:)
Warsztaty o których chcę napisać, odbyły się 5 kwietnia. Wiosna wówczas była jeszcze w powijakach i nieco pogodą kaprysiła;-)


Postanowiliśmy zatem nieco ją zaczarować, złapać i zatrzymać na dłużej;-) Jak postanowiliśmy, tak też zrobiliśmy. Zakupiłam na giełdzie kwiatowej duże szklane naczynia, które miały nam posłużyć jako pułapka na wiosnę, niezbędne materiały i... przystąpiliśmy do działania.


ŁAPIEMY WIOSNĘ - KROK PO KROKU

  MATERIAŁ:

- stokrotki
- żółte tulipany
- kolorowe hiacynty
- pędy derenia rozłogowego
- jagodowe gałązki
- mech
- kora i kawałki gałązek

- gąbka florystyczna do żywych roślin
- szklane naczynie
- otoczaki

                       


1. KROK PIERWSZY 

Gąbkę florystyczną moczymy w wodzie i przycinamy do pożądanego kształtu. Ponieważ stokrotki wstawimy do naczynia razem z doniczką, więc w gąbce wycinamy niewielkie wgłębienie, aby doniczka swobodnie się w nim  zmieściła.
Aby zamaskować gąbkę, od strony naczynia osłaniamy ją mchem. W tak przygotowany podkład wstawiamy doniczkę z różowymi stokrotkami.




2. KROK DRUGI

Następna czynność to przycięcie pędów derenia rozłogowego i umieszczenie ich w gąbce w tylnej części kompozycji, tuż za stokrotkami (kompozycja będzie jednostronna).
Dereniowe patyki wbijamy w gąbkę taki sposób, by tworzyły nieduży "krzaczek".



3. KROK TRZECI

Teraz kolej na tulipany:) Układamy je tuż za stokrotkami, a przed dereniowym krzaczkiem, stopniując ich wysokość.



4. KROK CZWARTY

Pomiędzy tulipanami układamy delikatne gałązki jagody czarnej, dzięki temu kompozycja zyskuje nieco dynamiki i nabiera lekkości.



5. KROK PIĄTY

Kompozycję uzupełniamy kawałkami kory i drewienek. Do środka wsypujemy kilka kamyków i pojedyncze kwiaty hiacynta.



I to już koniec;-) Wiosna złapana i już jej nie wypuścimy;-) Zabieramy ją ze sobą do domu. I nie ma wyjścia, musi z nami pozostać:)

Popatrzcie na efekt finalny naszej pracy:



Jeszcze tylko tradycyjna wspólna fotka i do zobaczenia na kolejnych warsztatach czwartkowych:)



Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo wiosennie.
Na kolejny wpis czekają w kolejce warsztaty  dekorowania kościoła.
Udały się świetnie.
Zapraszam za kilka dni.


Zdjęcia warsztatowe zrobiła jak zawsze Asia Tatar. Dziękuję bardzo. Ja tylko posklejałam je w kolaże:)

Do następnego wpisu.
                 FLORENTYNA


                                                 

Mchem i kwiatami malowane.

$
0
0
Moda na zielone obrazy roślinne zatacza coraz szersze kręgi.
Wszyscy chyba lubimy zieleń w domu, ale już nie każdy ma czas na regularną pielęgnację kwiatów doniczkowych;-) No i okazuje się, że jest na to sposób: obrazy z roślin.
Dla leniwych czy zapracowanych takie, które nie wymagają podlewania:) 
Powstają najczęściej z mchów bądź porostów (na przykład z chrobotka reniferowego) utrwalanych tak, aby zachowały swoje naturalne barwy i strukturę bez konieczności dostarczania wody.
Taki obrazy to nic innego jak umiejętne podpatrywanie natury, która umiejętność malowania roślinami posiada od zawsze.


Są też obrazy roślinne wymagające nawadniania. Mogą zawisnąć na ścianie, albo stanąć na komodzie, czy parapecie okiennym. Te stojące zamykamy na ogół w mniejsze ramy, niż te do powieszenia.
Szaleństo malowania roślinami o garnęło i nas. Spróbowaliśmy swoich sił w tej dziedzinie na jednym z naszych czwartkowych warsztatowych spotkań.
Inspiracją dla nas był obraz roślinny autorstwa MONIKI BĘBENEK zamieszczony w NDiO FLORA ( NR 2/2018).

Popatrzcie jak tworzyliśmy nasze roślinne malowidła.

ZACZYNAMY OD RAMY:)

A właściwie od ramki, bo nasze obrazki miały niewielkie rozmiary.
Wnętrze ramki na zdjęcia wymościliśmy mchem, przyklejając go do szkła klejem z pistoletu.



I tak oto pierwszy krok ku roślinnemu obrazkowi został zrobiony.


CZAS NA PROJEKTOWANIE

Materiały, z których stworzyliśmy nasze obrazy, to: 

1. tilandsja

2. mulenbekia

3. bluszcz

4. ripsalis

5. drobne sukulenty


Zanim zaczniemy wszystko przyklejać (tym razem klejem do żywych roślin), układamy elementy roślinne według wykonanego wcześniej projektu).
Przyjrzyjcie się kolejnym etapom naszej pracy.







Potem już tylko przyklejanie poszczególnych elementów klejem do żywych roślin.
I gotowe!
A efekt końcowy prezentuje się następująco:




Jeszcze tylko tradycyjna "rodzinna" fotka i...


...do zobaczenia w kolejny czwartek:)

A na zakończenie, jako przysłowiowa "wisienka na torcie", nowe zastosowanie tilandsjii, propozycja naszej kochanej Joasi.



I to już koniec naszej obrazkowej historii:)

Ciekawa jestem Waszej opinii o obrazach roślinnych. Lubicie je, podobają się Wam?
Piszcie w komentarzach co sądzicie o takim, nieco nietypowym zastosowaniu roślin.
A gdyby ktoś chciał zgłębić temat, zapraszam do lektury FLORY (nr 2/2018), piszę tam nieco więcej o obrazach roślinnych i różnych technikach ich tworzenia.
I oczywiście znajdziecie tam też mnóstwo przykładowych obrazów. Czytajcie, inspirujcie się i dzielcie się spostrzeżeniami i opiniami w komentarzach.

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do napisania:)

FLORENTYNA



Trawy moja miłość;-)

$
0
0
"A trawa jaka bujna, 
aż się prosi, by kosić"  
                             Julian Tuwim



Trochę może nie na miejscu ten cytat, bo przecież pochodzi z wiersza mówiącego o późnym lecie, ale nic na to nie poradzę, że natura zwariowała, straciła rozsądek i miarę wszelką i bujna jest już od pierwszych dni kwietnia. 
Aż wierzyć się nie chce, że choć dopiero zaczął się czerwiec, lato rozszalało się na dobre.
Wszystko kwitnie jednocześnie. Zupełnie nie umiem sobie wyobrazić co będzie w lipcu. Jesień???
Nie pamiętam takiego roku, by w maju zakwitły lipy. Świat zwariował, przyroda oszalała.
Pięknie i pachnąco wokół aż zapiera dech;). Tylko jak będą wyglądały kolejne miesiące???
Chyba zabrakło nam wiosny tego roku. Od razu przyszło lato.
Moje ukochane trawy zakwitły nagle, zbyt wcześnie, jak wszystko w tym sezonie. I potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i lawinowo. Każdy kolejny dzień to nowa kwiatowa niespodzianka, nowe zaskoczenie i próba odgadywania: co jeszcze niespodziewanie i przedterminowo zadziwi nas kwiatami.
Urokliwe robinie, akacjami zwane, przekwitły już w kwietniu. A w moich zielonych, szczenięco szkolnych latach kojarzyły się z wakacjami, bo pojawienie się ich pięknie pachnących białych kwiatów oznaczało rychły koniec szkolnej udręki;-)
A dzisiaj od akacji do wakacji droga jeszcze całkiem daleka.
Ale ad rem: trawy moje ukochane mają być tematem tego wpisu, ale że gadułą jestem, więc w tematy poboczne co rusz uciekam;-)
Już przywołuję się do porządku i do traw wracam;-)





DLACZEGO LUBIĘ TRAWY...


Tak prawdę mówiąc nie potrafię tego precyzyjnie wyrazić. Wydaje mi się, że trawy lubiłam odkąd sięgam pamięcią. Pochodzę z małego miasta, wakacje często spędzałam na wsi. Nic więc dziwnego, że w moich wspomnieniach z dzieciństwa szumią i pachną trawy.
Uwielbiałam wylegiwać się na łące na kocu rzuconym wśród traw, albo bezpośrednio na zielonym dywanie, z brodą podpartą na rękach, talerzem truskawek tuż obok i książką przed nosem;-) Ach, jak przepadałam za tym plenerowym czytaniem. To chwile absolutnej szczęśliwości. 





" Leżę na łące,
Nikogo nie ma, ja i słońce.
Ciszą nabrzmiałą i wezbraną
Napływa myśl to pachnie siano.
Wiatr ciągnie po trawach z szelestem
A u góry siostry moje
Białe chmury, wędrują na wschód.
Czy nie za wiele mi, że jestem?
                                                    (Kazimierz Wierzyński)

Byłam mała, a trawy były duże. Z tamtej perspektywy nawet bardzo duże;-)
Pamiętam, że w moich zakopiańskich czasach (jako dziecko często bywałam z Babcią w Zakopanem, gdzie mieliśmy sporą rodzinę) próbowałam ukrywać się wśród górskich łąkowych traw przed Babcią i znienawidzoną przeze mnie kaszką na mleku;-) Wtedy znienawidzoną, bo teraz mi się nieco odmieniło i kaszkę na mleku uwielbiam.
Tak więc leżałam sobie cichutko wśród wysokich traw, żywiąc błogą nadzieję, że mnie nie widać i że Babcia mnie nie znajdzie;-)
Nic z tego, Babcia zawsze wygrywała i tę nieszczęsną kaszkę jeść musiałam;-))))))
Od tamtego czasu minęło bardzo wiele lat, a ja nadal przepadam za plenerowym czytaniem.
Za łąkami i za trawami nieodmiennie.



Kocham trawy w naturze, ale lubię je także bardzo jako tworzywo florystyczne. Bukiety pełne traw są niezwykle romantyczne, delikatne i zwiewne.
Jakiś czas temu robiłam bukiet ślubny, którego podstawą były trawy. Wyszedł fantastycznie. Niestety, jak w wielu przypadkach, zdjęcia brak:(
Często tak mam, że w pędzie wykonywania dekoracji na zamówienie zapominam o zdjęciach. 
Czasem fotografie przesyłają państwo młodzi, ale niestety nie zawsze takie, które chciałoby się publikować. Czasem nie przysyłają wcale. Różnie bywa. A jak jest u Was? Zawsze zdążycie z dokumentacją fotograficzną?
No ale powróćmy do traw.
 Było ich  zawsze zatrzęsienie na łąkach we wsi, gdzie mieszkała moja Babcia. Zrywałam je zapamiętale, robiłam z nich bukiety, które ustawiałam w każdym kącie babcinego mieszkania i które potem pięknie zasychały zatrzymując w sobie wspomnienie lata...
Lubicie zapach suchych traw? Bo ja bardzo. To zapach tęsknoty za dniem wczorajszym, za beztroską zielonych lat. Zapach budzący tyle emocji. Powiedziałabym nawet, że zapach, który przenosi w czasie... wystarczy tylko przymknąć oczy.
I już jesteśmy w innym wymiarze, gdzie, cytując mistrza Żeromskiego "trawy modre i rumiane, złote i białe od uśmiechów dobrotliwej matki, świętej Pogody".
I jeszcze, pozostając przy Żeromskim: "każdy ma swoje ulubione miejsce w dzieciństwie, to jest ojczyzna duszy". Moją ojczyzną duszy, miejscem ulubionym zdają się być trawiaste szumiące łąki, brzęczące i kolorowe. I jeszcze las, tam też są trawiaste polany i jagody i grzyby...ale to już temat na inną opowieść:)


TRAWY WE FLORYSTYCE


Floryści sięgają po trawy często i chętnie. Co prawda najczęściej spotkamy w kompozycjach trawy dostępne na giełdach kwiatowych, takie jak: trawa niedźwiedzia (Xerophyllum tenax) czy tak zwana trawa stalowa  o nazwie handlowej "steel grass".
Co ciekawe, obie te rośliny w rzeczywistości trawami nie są:)
To zupełnie inne rodzaje botaniczne, które nazwano trawami ze względu na kształt ich liści.
Bardzo ciekawie pisze o nich Katarzyna Greta Szymkowiak w artykule na Forum Kwiatowym.
Myślę, że w okresie późnej wiosny i wczesnego lata warto też sięgnąć po dziko rosnące, czy ogrodowe gatunki traw ze względu na piękno ich kwiatostanów.
Takie kwitnące trawy doskonale nadają się na kryzy do bukietów, wianki, girlandy, dekoracje wiszące, wypełnienie bukietów i kompozycji w naczyniach.



Trawy komponują się szczególnie pięknie z kwiatami polnymi, łąkowymi bądź ogrodowymi.
Jednak równie ciekawie, bo bardziej niebanalnie, będą wyglądały z kwiatami szklarniowymi.



Takie bukiety robiłyśmy w szkole na zajęciach.
W pięknym bukiecie Agaty oprócz roślin łąkowych, ogrodowych i traw, pojawiły się też szlachetne róże szklarniowe.
Bukiet jest ułożony na kryzie. Za chwilę pokażę Wam krok po kroku jak taki bukiet wykonać.

Jakiś czas temu zrobiłam z traw taki niby wianek.


Pięknie prezentował się na ścianie, a najfajniejsze było to, że wianek "żył", codziennie był inny, trawy przesychały, przewieszały się, lekko zmieniały kolor, w końcu całkiem wyschły i wianek zmienił się w dekorację z suchych roślin (różyczki też ładnie zaschły).

 O tym jak go wykonać przeczytacie 

Podobną techniką jak mój wianek wykleiłyśmy trawiaste kryzy do bukietów.
 A oto instrukcja:

JAK ZROBIĆ BUKIET NA KRYZIE Z TRAW - OPIS WYKONANIA KROK PO KROKU



KROK PIERWSZY


Przygotowanie kartonowej kryzy: z kartonu wycinamy dwa pierścienie o średnicy ok. 20 cm. W środku każdego z nich wycinamy niewielkie otwory (jednakowe w obu pierścieniach). Jeden z kartonowych pierścienie owijamy jutą, a na drugi przyklejamy taśmę dwustronnie klejącą do której doklejać będziemy kwiatostany traw.

                                      








KROK DRUGI


Po oklejeniu trawami, wewnętrzną część kartonowego dysku wyklejamy drobnymi liśćmi, aby zakryć nierówności:











KROK TRZECI


Cztery druty florystyczne owijamy taśmą i doklejamy do dolnego dysku (tego z jutą). Tworzymy w ten sposób rączkę bukietu. Po przyklejeniu drutów doklejamy dysk z trawami. I kryza gotowa.









KROK CZWARTY



Przystępujemy do układania kwiatów, starając się zachować spiralny układ łodyg. Kwiaty przeplatamy sporą ilością różnorodnych traw, tak by bukiet tworzył spójną całość z kryzą.


I gotowe!
Można uwiecznić na fotografii;)




 Na tym kończę moją krótką trawiastą opowieść.
A Wy lubicie trawy? Często wykorzystujecie je w dekoracjach?
Dajcie znać w komentarzach. Ciekawa jestem Waszych pomysłów na sielskie trawiaste aranżacje.
Ja mam ich jeszcze mnóstwo, ale trawy tak szybko przekwitają (zwłaszcza w tym roku), że nie nadążam.
Teraz czas na zboża, pięknie się wykłosiły i jeszcze są zielone (te jare, bo oziminy już się lekko złocą - w czerwcu!!! Ratunku!!!)
Natura szaleje nadal. Wiecie, że zakwitły już wrotycze???
Ciekawa jestem jak będzie wyglądał sierpień???


Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i do następnego wpisu.



FLORENTYNA







Ps. Część zdjęć pochodzi ze strony Pixabay




NIE UMIEM 

Moje rumiankowe wspomnienia.

$
0
0
Na Piotra i Pawła 
kwitnie to wszystko
w co ziemia-jedwabna...
Chwieją się łany zbożowe jak wojsko,
niczym ułany... (od tego nam swojsko).
Jak generały puszą się chmiele
i przed zbóż wojskiem kroczą na czele.
Czy w tej czeredzie sumiastej, godziwej
pomyśli kto kiedy o paziu wstydliwym?
Czy spojrzy kto kiedy z polnego ganku
w złocisto-białe oczy rumianku?

...Rumianku uprzejmy.
Mój paziu łagodny.
Przynieś mi szczęście
w poranek pogodny.
                   (Agnieszka Osiecka)




W czerwcu zawsze robi mi się tak jakoś rumiankowo;-))) Tak sielsko, romantycznie, wspomnieniowo... Może to lato tak rozmarza i jego upojne zapachy:)
A rumianek to ziele czarodziejskie, moc i magię jakąś niezwykłą ma w sobie. Nie dosyć, że ziółko to wybitnie lecznicze o nieziemsko uspokajającym zapachu, to na dodatek sama nazwa brzmi kojąco i sielsko-anielsko. Lubię latem patrzeć "w złocisto-białe oczy rumianku" i cytując moją ulubioną poetkę: "w konstelacjach rumianku" się zanurzyć. Lubię łazić po polach, zbierać wszelkie "zielsko", z którego później układać można urokliwe bukiety. A i wianki rumiankowe wdzięczne są niezwykle.

                          

źródło zdjęcia: PINTEREST

Takie urokliwe rumiankowe serduszko cieszyć będzie nie tylko oczy, ale koić skołatane nerwy magią zapachu szczególnie intensywnego w ciepłe letnie wieczory.



źródło zdjęcia: PINTEREST

Naturalny, bezpretensjonalny rumiankowy bukiet pięknie będzie wyglądał w zwykłym szklanym słoju. A jeśli do tego jeszcze słój osłonimy kłosami zboża i przewiążemy jutowym sznurkiem, ta rustykalna aranżacja stołu zachwyci naszych gości.

Zaprośmy rumianki do naszych wnętrz, warto.

DLACZEGO ZAPACH RUMIANKU DO DZIŚ MNIE URZEKA???


Bo zapach to wyjątkowy i niezwykły, zapach kojący i przywołujący wspomnienia, zapach przenoszący w magiczną krainę dzieciństwa. Dobre dłonie mojej Babci pachniały rumiankiem. Kiedy byłam przeziębiona, bolał mnie brzuch, albo po prostu z jakiegoś powodu było mi źle, niezastąpiona Babcia serwowała mi aromatyczną herbatkę rumiankową. Zawsze działało:-) Dlatego pewnie od tamtej pory uważam rumianek za lek na całe zło, antidotum na wszelkie dolegliwości ciała i duszy;-)

                                                                 


TROCHĘ BOTANIKI I GARŚĆ WSPOMNIEŃ.



Te niepozorne, drobne białe kwiatki z żółtym oczkiem, to rumianek pospolity (Matricaria chamomilla) należący do rodziny astrowatych (Asteraceae). A to, co zwykliśmy nazywać kwiatami, to w rzeczywistości kwiatostany, koszyczkami zwane. 

Zbierałam je z Babcią co roku. Te nasze rumiankowe wyprawy miały w sobie niezwykłość i tajemnicę. Wstawałyśmy wczesnym rankiem, potem długo jechałyśmy autobusem, byle jak najdalej od miasta. Wysiadałyśmy nad rzeką (Bystrzyca to była), potem jeszcze długo szłyśmy jej brzegiem, mając po drugiej stronie zbożowe łany. A wśród nich, oprócz chabrów i maków, białe  gwiaździste skarby. Zbierałyśmy je do płóciennych toreb, urywając kwiaty tuż pod łebkiem. Wokół pachniało, brzęczało, a my zdawałyśmy się nie pamiętać o czasie. Rumiankowa magia działała... Po jakimś czasie przysiadałyśmy na miedzy,żeby zjeść zabrane ze sobą drugie śniadanie. Nigdzie już więcej tak fantastycznie nie smakował mi chleb z białym serem i chrupiące rzodkiewki. To też zasługa magii.  Wracałyśmy z tych naszych całodniowych wypraw zmęczone, ale bardzo szczęśliwe. A w domu rozpoczynała się rytuału część druga. W przewiewnej babcinej kuchni, na lnianych ściereczkach rozkładałyśmy cienką warstwą nasz zdobyty właśnie skarb. Suszył się przy otwartym oknie i pachniał upojnie. Rumiankowo pachniały już nie tylko babcine dłonie, ale cały dom. Pachniały też moje włosy, a to dzięki rumiankowym płukankom, które przygotowywała mi Babcia. 



                                                          

A jaki piękny złotawy kolor miały moje włosy po tych rumiankowych czarach;-)
Dzisiaj mamy rumiankowe szampony, ale to nie to samo, co babcine ziołowe tajemnice.

A CO Z RUMIANKOWĄ FLORYSTYKĄ???


Czy takowa w ogóle istnieje? Wydaje mi się, że bardziej amatorsko i hobbystycznie niż profesjonalnie. Mam rację? Rumianek rośnie dziko, na giełdach kwiatowych go nie ma, więc w kwiaciarniach się nie pojawia. Może czasem sięgają po niego floryści, by zrealizować zamówienie na dekorację w stylu rustykalnym. Nie znam większych realizacji florystycznych z rumiankiem w roli głównej. Ale od czego Internet. Popatrzcie, co wyszperałam.


ŚLUBNIE - RUMIANKOWO



                                                  źródło zdjęcia:PINTEREST

Urokliwy ślubny bukiecik w którym rumiankom towarzyszy żółta kraspedia kulista.


źródło zdjęcia: PINTEREST

Jeszcze raz w towarzystwie kraspedii, tylko w innej konfiguracji.


źródło zdjęcia: PINTEREST

Tutaj w dekoracjach ślubnych. Jak Wam się podobają?



W pięknym swobodnie ułożonym bukiecie z kwiatami ogrodowymi.



W urokliwych naczyniach, chciałoby się rzec:  takie rustic-boho;-)


źródło zdjęcia: PINTEREST

I jeszcze na weselnym torcie.

Jednym słowem ślubna florystyka rumiankowa istnieje i ma się dobrze. Ale dlaczego nie u nas? Floryści, puk, puk, czy ktoś robił kiedyś rumiankowy ślub?
A może jakaś przyszła panna młoda marzy o ślubie w zapachu rumianku??? Proszę o kontakt;-)))

W Internecie rumiankowych dekoracji wszelkiej maści , jest zatrzęsienie.
Może i mnie kiedyś taka dekoracja się trafi... To kolejne marzenie, bo jest jeszcze aranżacja brzozowa. W sierpniu miałam robić lawendową, ale panna młoda zrezygnowała. Pomarzę sobie dalej, może i mnie przytrafi się coś, co niekoniecznie jest kulką z róż;-)))))))

Wracajmy do rumianku. Kochani, własnych rumiankowych zdjęć prawie nie mam, trzeba nadrobić.
Jedyne, w czym ostatnio pojawił się rumianek, to nasze bukiety na trawiastych kryzach.
O tym, jak je zrobić pisałam w poprzednim poście. Przypominam Wam niektóre z nich:




Co prawda rumianki są tutaj jedynie uzupełnieniem, ale jednak się pojawiają;-)


KILKA RUMIANKOWYCH CIEKAWOSTEK ZE SZCZYPTĄ MAGII


Święta Hildegarda z Bingen pisała o rumianku, że " wzrok i słuch posila". Wzrok ok, ale dlaczego słuch? Niech mi ktoś wyjaśni, proszę. Że jest przyjacielem naszego ciała, to rozumiem, wszak działa kojąco na naszą skórę, leczy oparzenia, wzmacnia i rozjaśnia włosy. A co z tymi uszami? Nie wiecie?

   Podobno w dawnych rytuałach magicznych rumianek wykorzystywano do przywoływania miłości...
Dodany do kąpieli wzmacnia naszą atrakcyjność (no i jak tu z tego nie skorzystać).
Dymami z palonego rumianku okadzano domy, aby wypędzić z nich złą energię i chronić przed urokami.
A z kolei częste mycie rąk w rumiankowym naparze miało odpędzać grzeszne myśli;-))))))

Najbardziej chyba podoba mi się to przywoływanie miłości. Nie zaszkodzi powiesić w domu rumiankowy wianuszek.

O miłości i rumianku pięknie pisała wspaniała Agnieszka Osiecka:

       W tę nową miłość 
pobiegłabym tak, 
jak rusza w drogę 
księżyc i ptak, 
tę nową miłość 
umiałabym wziąć, 
tak jak się bierze 
rumianki do rąk.

( to fragment piosenki pochodzącej ze starego telewizyjnego spektaklu: "Żegnaj Marylin", śpiewała ją Kalina Jędrusik).





Kochani, korzystajmy z darów lata, plećmy rumiankowe wianki, wieszajmy je na oknach, a do słoiczków, ocynkowanych wiaderek, starych puszek i do czego tam jeszcze chcecie, wkładajmy rumiankowe bukiety.
W naszym zabieganym, znerwicowanym, neurotycznym świecie, odrobina rumiankowej magii z pewnością się przyda:)
Czy ta magia na pewno działa???
Cóż, przeczytałam kiedyś w jakimś archiwalnym numerze "Sielskiego Życia", że:

KTO NIE WIERZY W MAGIĘ, TEN NIGDY JEJ NIE ODNAJDZIE...

Ale przecież my w rumiankową magię wierzymy bardzo:) Prawda?

Pozdrawiam Was serdecznie rumiankową piosneczkę dołączam:

"Rosną sobie kwiatki
na łące, na łące,
maki,chabry i rumianki pachnące.
Nazbieramy kwiatków
kwiateczków, kwiateczków,
nawijemy, nasplatamy wianeczków"



FLORENTYNA




























Florysta na wakacjach.

$
0
0





Mam do Was pytanie czy florysta może mieć wakacje???
-Jasne, że może, a nawet powinien, odpowie zapewne większość z Was. No bo dlaczego nie? Florysta też człowiek i odpoczynek jak najbardziej mu się należy;-)
W takim razie sformułuję pytanie inaczej: Czy florysta w ogóle, kiedykolwiek ma wakacje???
Czy wypoczywając na urlopie potrafi się odciąć od swojej pasji i zainteresowań? Jak myślicie?

  Floryści, których znam, to w stu procentach bardzo pozytywnie zakręceni pasjonaci. Bezgranicznie przywiązani do kwiatów, bukietów, aranżacji i całego świata przyrody;-) I naprawdę trudno mi wyobrazić sobie, by taki ktoś choć przez moment potrafił trzymać się z daleka od swojej namiętności... Zważywszy, że wokół cuuudów tyle. A z cudów tych kolejne cuda można wykonać😉. 
Weźmy na przykład morze i nadmorskie plaże. Czy rasowy florysta mógłby nie zwrócić uwagi na to, co w piasku plaży pod nogami spacerowiczów ukryte???
Te muszle cudnej urody, te patyki idealnie oszlifowane przez morskie fale, te kamienie kolorowe urodziwe nad podziw...




     Że nie wspomnę o takich rarytasach jak kawałki grubych sznurów, czy strzępy starych rybackich sieci;-) Toż to wymarzony materiał na surowy żeglarski wianek. 

               



źródło zdjęcia  PINTEREST


źródło zdjęcia PINTEREST

Czy Waszym zdaniem florysta przejdzie obok takich skarbów spokojnie i obojętnie?

                A wiejskie ogrody pełne kwiatów, kolorów, zapachów i przepysznej urody warzyw. Czy nie zatrzymają uwago florysty na dłużej? Wszak natura to morze inspiracji.
A jak słusznie twierdził Józef Mehoffer, nasz wspaniały symbolista, odtwarzający uroki natury z drobiazgową dokładnością:  "sztuka zawsze przetwarza i przetwarzała naturę, doszukując się w niej stylu".
Wielu światowej sławy malarzy, ale także florystów, właśnie w naturze szukało i szuka nadal weny i olśnienia. Źródło zdaje się być niewyczerpane.

       

                                                            A lasy? A łąki?
Czy florysta na wakacjach przestaje być wrażliwy na wspaniałości natury? Z całą pewnością nie! Teraz kolejne nurtujące mnie pytanie: czy to piękno, kwiecistość i malowniczość wokół tylko podziwia, czy też nie umie powstrzymać się przed działaniem i tworzeniem, tworzeniem, tworzeniem..? Pomimo urlopu. A może właśnie dlatego, że urlop, nikt nie pogania, nie trzeba się spieszyć, marudni klienci zostali gdzieś daleko. Można tworzyć dla samego tworzenia, dla własnej przyjemności, z miłości do tego co się robi. Tak po prostu.
Jak myślicie, czy to tak działa? 

                                               A JAK JEST ZE MNĄ???


Kochani, jak zapewne większość z Was wie, florystyka i wszystko co z nią związane to moja pasja absolutna. Także  podczas wakacji "swędzą mnie łapki"; zbieram co tylko się da, by potem przetworzyć to w coś fajnego, w bukiet, wianek, kompozycję, co akurat mi w duszy gra;-) Moim absolutnym numerem jeden są wianki. Uwielbiam je robić i robię je wszędzie i ze wszystkiego. Podczas wakacji namiętnie dekoruję wiankami miejsca, w których akurat mieszkam (no, chyba, że w danym momencie mieszkam w namiocie;-))), wtedy wianki wędrują do przyjaciół i znajomych).

                                                             


Pamiętam jak lata temu, w Helu, na czubku polski, siedziałam na plaży i dziergałam wielobarwne bukiety z tego, co w lesie i na łące urosło i co morze wyrzuciło. Fajne były. Zdjęć niestety brak, szkoda. Teraz staram się w miarę możliwości wszystko skrupulatnie dokumentować.
Moje helskie bukiety trafiały do gospodyni u której mieszkałam i do jej znajomych. Efekt?
Oprócz wdzięczności obdarowanych, dekoracja jednej z helskich tawern i zamówienie na bukiet ślubny;-))) Dacie wiarę???

Moim największym szaleństwem była chęć wyskakiwania z pociągu ( no dobrze, na stacji, nie w biegu;-), bo cudnej urody kalina koralowa przy torach rosła;-)
Florystycznym pasmem udręki natomiast były dla mnie moje niegdysiejsze andaluzyjskie wakacje.


Pomijając cuda andaluzyjskiej przyrody, widoki, zabytki, rośliny, które zachwycały niepomiernie,cierpiałam bardzo, nie mogąc tego przetworzyć w wianki moje ukochane (brak sprzętu, lot wyłącznie z bagażem podręcznym). Zbierałam więc pasjami zjawiskowe muszle, skorupki jeżowców, obmytą przez morze korę dębu korkowego(zachwyt absolutny), 


szyszeczki przeróżne (które nota bene u siebie we Wrocławiu na giełdzie kwiatowej za całkiem spore pieniądze kupuję), korę i gałązki eukaliptusów, trawy rozmaite
 i... mój absolutny number one: Pieprzowiec peruwiański


I rozpacz czarna mnie ogarniała na myśl, że tych wszystkich skarbów nie mogę ze sobą zabrać. Układałam co się dało w bukiety (ach te bugenwille o zachwycających barwach) i znosiłam je do domu naszego tymczasowego,pomimo wyraźnego zakazu właścicielki. Na szczęście nie było jej z nami;-) Przed wyjazdem niestety, z ogromnym żalem, musiałam to wszystko powyrzucać.
Od tamtej pory wiem z całą pewnością, że jeśli istnieje oddzielny raj dla florystów, to jest nim z całą pewnością Andaluzja. Muszę tam wrócić:)

  Analizując powyższe rozważania, stwierdzam, co następuje: OD PASJI NIE MA WAKACJI!!!
Różnica między urlopem a pracą w przypadku florysty, polega jedynie na tym, że podczas urlopu bukietuje, wiankuje, dzierga, kleci, skleja, nawleka, wije itp, itd, wyłącznie DLA WŁASNEJ PRZYJEMNOŚCI. Terminy nie gonią, nic nie zakłóca błogiego spokoju Pozostaje czysta przyjemność tworzenia. 
Uwierzcie mi, siedzenie na plaży i kombinowanie bukietów "z niczego" to frajda nieziemska.
Nic nie muszę, tylko zwyczajnie chcę;-)
Takie bukiety wstawione do słoika, emaliowanego wiaderka, czy starej konewki, mają ogromną ilość wdzięku i urody.




Ja, na co dzień mieszczuch, czuję się przy tych wakacyjnych dłubaninach jak ryba w wodzie. Lubię to i tyle;-)
Takie wakacje z realizacją pasji zawsze są udane. Nigdzie się nie spieszymy, cieszymy się życiem i po prostu mamy czas.


                                                   A JAK JEST U WAS??? 


Dajcie, proszę, znać w komentarzach, czy swoje pasje (pracę, którą kochacie) zabieracie ze sobą na urlop, czy zostawiacie w domu?
Czy urlop jest po to, by nie robić nic, zapomnieć o pracy, nawet wówczas, gdy jest naszą pasją, czy też od pasji nie ma wakacji? Jak sądzicie? Ciekawa jestem Waszych opinii.

  Dzisiejszy wpis, to zapowiedź letniego cyklu, "Florysta na wakacjach", czyli co można wydziergać ze skarbów lata.
Pozdrawiam Was serdecznie, życzę fantastycznych wakacji i ...do następnego wpisu.

             FLORENTYNA
                                                                           

O tym jak na warsztatach wspominaliśmy lato i witaliśmy jesień, czyli rozpoczęcie nowego sezonu Wrocławskich Florystycznych Warsztatów Czwartkowych

$
0
0


Witajcie kochani groszkowo-różani przyjaciele.
Wakacje niestety już za nami. Zapowiedziany w poprzednim wpisie cykl "Florysta na wakacjach" nie udał się, pomimo moich najszczerszych chęci:) Wrócę do niego za rok.
Teraz uśmiecham się już do nadchodzącej jesieni. Lubię tę barwną i bogatą porę roku.
Dzisiaj chcę Wam pokazać nasze kompozycje, którymi na pierwszych powakacyjnych Wrocławskich Warsztatach Florystycznych żegnaliśmy wakacje i witaliśmy bliską już jesień.


               Wrzosy to niepodważalny symbol zbliżającej się jesieni, dlatego też nie mogło ich w naszych powakacyjnych kompozycjach zabraknąć. Z latem z kolei niezaprzeczalnie kojarzą się muszle, więc i one się u nas pojawiły.


Kompozycje wykonywaliśmy w szkle, w którym obok muszli znalazły się dekoracyjne kamyki i kolorowy piasek.  Zapraszamy do wspólnego wykonania kompozycji. Miłej zabawy;-)


KROK PIERWSZY


Do dna szklanego pojemnika przyklejamy pinholder (za pomocą plasteliny florystycznej). Następnie nabijamy na niego namoczoną i przyciętą w kształcie walca gąbkę florystyczną  do żywych roślin.






KROK DRUGI


Gąbkę obsypujemy warstwami kamyków, muszli i fioletowego piasku. Postępujemy tak aż do chwili, gdy cała gąbka będzie schowana. Kilkucentymetrowy odcinek gąbki powinien wystawać ponad naczynie.




KROK TRZECI


W gąbkę wbijamy miękkie roślinne pędy, tak aby nadać kompozycji formę łuku, lekko przewieszającego się  po bokach. Następnie umieszczamy w gąbce gałązki wrzosu wbijając je współśrodkowo (tak, by łodyżki dążyły do punktu zbiegu) powtarzając łukowaty kształt.




KROK CZWARTY


Teraz kolej na kwiaty. U nas są to goździki gałązkowe w pistacjowym i amarantowym kolorze. Kompozycję uzupełniamy dodatkowo miękkimi, spływającymi pędami zielonego szarłatu zwisłego, a gąbkę maskujemy puchatymi owocostanami dzikiego powojnika.
I to już prawie koniec. Prawie, bo jeszcze gdzieniegdzie doklejamy muszelki, by podkreślić letnie klimaty aranżacji.
I teraz to już faktycznie koniec pracy;-)
Gotowe kompozycje prezentują się tak:




Jak Wam się podobają?   My byliśmy zadowoleni zarówno z zajęć, jak i z efektu końcowego;-)




W najbliższy czwartek (13 września) dekorujemy stoły na jesienne przyjęcie. Zapraszamy, można do nas dołączyć;-)
Pozdrawiam cieplutko i do napisania, wkrótce...


                                         FLORENTYNA





Czas adwentu, radość wiankowania.

$
0
0
Uwielbiam  ten czas . Święta coraz bliżej. Za oknem mglisty i szary listopad, który czasem zupełnie niespodziewanie zaskakuje piękną słoneczną pogodą. Szalenie lubię listopad. Jest taki nostalgiczny i pełen magii , a przede wszystkim i niesie ze sobą obietnicę niezwykłości i cudów. Nawet wtedy, gdy siąpi deszczem. Chłonę chłodne rześkie powietrze i napawam się urodą szarości, sepii i ochry.
Barwy listopada. Wyciszone, przydymione, spokojne, nastrojowe.


W przyrodzie spokój, senność, zaduma, melancholia. a tymczasem w pracowniach florystycznych ruch, gwar, krzątanina i huk pracy.
Czas przedświątecznego stroikowania, a nade wszystko czas wianków.
Stali bywalcy Groszkowo-różanej krainy wiedzą doskonale, że wianki to moja miłość wielka.
Wianki rozmaite: duże i małe, wielobarwne i pastelowe, wiosenne, letnie, jesienne i zimowe.
Wianki na każdą porę roku i na każdą okazję;-)
Dlatego niezmiernie cieszy mnie, że wianki stały się u nas bardzo popularne.
Także wianki i wieńce adwentowe.


źródło zdjęcia: PINTEREST

Wianki adwentowe robię od wielu lat i co roku widzę większe nimi zainteresowanie.
Dzisiaj niemal w każdym domu w okresie adwentu pojawia się wieniec lub stroik z czterema świecami.
Choć nie wszyscy znają jego symbolikę i nie wszyscy zwracają na nią uwagę, to wianek adwentowy stał się nieodłączną dekoracją naszych wnętrz
Zdobi i niesie światło, umila czas oczekiwania na narodziny Bożego Dzieciątka, przybliża do świąt i wnosi przedsmak świątecznej atmosfery.
Niesie radość i piękno.
Warto znaleźć kilka chwil, by tę fantastyczną dekorację sobie udziergać;-)


źródło zdjęcia: PINTEREST

Tradycyjny wieniec adwentowy to czerwone świece, czerwone dodatki i zielone gałązki iglaste.
O pochodzeniu, symbolice i kolorach wieńca adwentowego pisałam dawno temu TUTAJ.
Wieńce adwentowe mocno ewoluowały od czasu swoich pierwowzorów.
Dzisiejsze są w najróżniejszych barwach i przybierają czasem całkiem fantazyjne formy i daleko odbiegają od klasycznego modelu wieńca.



zdjęcie pochodzi stąd

Lubię wieńce adwentowe i wszelkie adwentowe dekoracje.
Co roku na moich Wrocławskich Czwartkowych Warsztatach Florystycznych mamy minimum jedne zajęcia poświęcone aranżacjom adwentowym.
Tegoroczne, to małe formy adwentowe w naturalnych barwach i bardzo eko.



Rok temu było szyszkowo.



Zapraszam Was na mały przegląd moich i warsztatowych różności adwentowych.
Może coś Was zainspiruje.



To jedne z moich ulubionych wianków oklejane brzozową korą, tutaj w naturalnej stonowanej kolorystyce.
TYM WPISIE pokazuję krok po kroku, jak zrobić taki wianek.



A tutaj nasza kolejna propozycja zamiast wianka. Tym razem w klasycznej czerwieni.



Jeden z moich ulubieńców, wianek w czystej zimowej bieli,który dekorował mój dom jakiś czas temu.





A tu kilka kilka wiankowo-adwentowych różnorodności.



Tym razem w moim ulubionym eko stylu z cudnej urody korą brzozową;-)



Dla miłośników zimowych kontrastów.





W apetycznych brązach i pomarańczach.



I jeszcze jedna z moich ulubionych adwentowych dekoracji w stylu shabby chic.

Mam nadzieję, że moje adwentowe propozycje zainspirują Was do własnych działań.
Napiszcie w komentarzach czy lubicie dekoracje adwentowe i czy macie już swoje wianki czy inne aranżacje ze świecami.
U mnie dzisiaj zapłonęła pierwsza adwentowa świeca.
Zdjęcie tegorocznego wianka pokażę innym razem, bo dzisiaj światło było nienajlepsze i fotki mi się nie udały;-)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających Groszkowo-różaną krainę.
Życzę Wam pięknego adwentowego czasu.
Macie już jakieś adwentowe postanowienia?
Moje to wyciszenie, uważność i zwolnienie tempa. 
Mam nadzieję, że mi się uda;-)

Do następnego pisania.

FLORENTYNA





Jak zrobić odrobinę inny wianek do dekoracji drzwi. Krok po kroku.

$
0
0
Okres około świąteczny to wspaniały czas na wiankowanie wszelakie.
Robimy wianki do dekoracji stołu, wianki na cmentarze dla naszych bliskich, którzy odeszli, wianki na ścianę i, najpopularniejsze chyba, wianki do dekoracji drzwi.
Bardzo lubię wianki. Nie tylko zimowe, nie tylko te na Boże Narodzenie, ale wszystkie i na każdą okazję.
Lubię też wymyślać wzory wianków odrobinę innych niż te tradycyjne, wykonywane metodą wicia.
Taki nieco nietypowy wianuszek powstał na naszych ostatnich Wrocławskich Czwartkowych Warsztatach Florystycznych.

Prezentuje się tak:



Zapraszam do zrobienia ze mną takiego wianka krok po kroku.


KROK PIERWSZY - gromadzimy materiał:

1. karton
2. juta
3.brązowe i złote wstążki
4. pierścień styropianowy o średnicy 20 cm.
5. gałązki jodły
6. kora
7. jemioła barwiona na złoty kolor
8. drobne złote bombki
9. miniaturowe szyszeczki
10. brokatowane kulki styropianowe 
11. zloty drucik
12. gwiazdka z kory brzozowej
13. klej na gorąco
14. haftki rzymskie

KROK DRUGI - przygotowujemy kartonowy podkład.

Z kartonu wycinamy okrąg o kilka centymetrów szerszy niż pierścień styropianowy.
Tak przygotowany podkład owijmy jutową tkaniną.











KROK TRZECI - owijanie pierścienia styropianowego i łączenie obu elementów

Kolejny etap to owinięcie styropianowego  pierścienia flizeliną lu wstążką.


Robimy to po to, aby poprzez gałązki czy skrawki kory nigdzie nie przebijały białe fragmenty wianka. Co prawda staramy się oklejać bardzo dokładnie, ale zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że biel gdzieś może prześwitywać. Zielona flizelina przed tym zabezpiecza.


Po owinięciu styropianowego pierścienia flizeliną, łączymy oba elementy sklejając je klejem z pistoletu.

KROK  CZWARTY - oklejanie wnętrza wianka korą

Po sklejeniu obu części wianka jego wnętrze wyklejamy niewielkimi skrawkami kory.
My użyliśmy do tego celu kory wybielanej, zakupionej na giełdzie kwiatowej, ale równie dobrze może to być kora brzozowa, platanowa, sosnowa czy każda inna.
Ważne żeby wyklejać wnętrze wianka malutkimi skrawkami kory. Zbyt duże spowodowałyby, że wianek stałby się bardzo masywny i ciężki optycznie.






 KROK PIĄTY - osłanianie zewnętrznej części wianka gałązkami jodły.

Kiedy wnętrze wianka wykleimy już korą, jego zewnętrzna część osłaniamy krótko przyciętymi gałązkami jodły. Przypinamy je do wianka za pomocą haftek rzymskich.














KROK SZÓSTY - dekorowanie wianka

I tak oto przygotowaliśmy już sobie bazę dla naszego wianka. Teraz trzeba go udekorować.
W tym celu wykonujemy kokardę z juty oraz cienkich brązowych wstążeczek w różnych odcieniach i ze złotego drucika. Wszystkie kokardy łączymy razem i przyklejamy do wianka klejem na gorąco.
W miejscu łączenia kokard doklejamy dekoracyjna gwiazdkę.








KROK SIÓDMY - ozdabianie wianka świątecznymi akcentami

Na koniec, dla podkreślenia świątecznego charakteru naszego wianka, doklejamy w jego górnej części typowo świąteczne ozdoby: drobne szyszeczki, złote i białe kulki styropianowe obsypane brokatem i pozłocone gałązki jemioły.
I gotowe! Wianek już może zawisnąć na drzwiach.



















I tak kończymy dzisiejszą wiankową opowieść;-)
Dajcie proszę znak w komentarzach, czy nasze, nieco nietypowe wianki, przypadły Wam do gustu?
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego przedświątecznego wiankowania.
No i... do następnego pisania.


FLORENTYNA

Wybieram kwiaty - część trzecia. Magia grudniowych wspomnień.

$
0
0
Zastanawiałam się ostatnio jaką wybrać w tym roku roślinę grudnia.
Tyyyle tego wokół, trudno się zdecydować...
Klasyczny syndrom osiołka, któremu w żłoby dano. I to kusi i to nęci.
I jakoś tak drogą przedziwnych meandrów myślowych, przeniosłam się niespodziewanie do grudniów
 i zim sprzed lat, zim mojego dzieciństwa.
Jak już Wam wspominałam (KLIK), kwiaty w moim domu były zawsze.
Były wielką miłością mojej Mamy.
I tę wielką miłość mi  przekazała, najnaturalniej na świecie.  Patrząc na Jej kwiatowe zachwyty po prostu nie wyobrażałam sobie inaczej.
I nie wyobrażam nadal;-)

Wracając jednak do grudniowych wspomnień - stwierdziłam, że zupełnie nie mogę sobie przypomnieć jakie kwiaty gościły w naszym domu w okresie świątecznym...
Że były, to wiem na pewno, ale jakie???
Jak to sprawdzić??? Macie jakiś pomysł? Bo mnie nic nie przychodzi do głowy.
Nie ma kogo zapytać...
Trzeba zmusić pamięć do większego wysiłku. Ale jak?
Nie potrafię przywołać  obrazu kwiatów na świątecznym stole.
Stroki ze świerkowych gałązek, świece... ale jakie kwiaty?
Jedyne, co mgliście plącze mi się po głowie to cyklamen. Wtedy nazywaliśmy go fiołkiem alpejskim.
Ale czy na pewno tam był?
Czy tylko próbuję go sobie na świątecznym stole wyobrazić?
Zacierają się granice między rzeczywistością, a wyobrażeniem...
Dlaczego nie zapytałam wcześniej?
Teraz już nikt mi na to nie odpowie, nikt nie rozwieje wątpliwości.
Trzeba zatem przyjąć to za pewnik. Cyklamen, to nasz grudniowy kwiat. Biały albo różowy, z całą pewnością nie czerwony.
Mama za nimi przepadała. Może dlatego założyłam, że musiały w zimowym czasie w naszym domu się pojawiać.
Wynoszono je na noc do chłodniejszego pokoju (a w domu ogrzewanym piecami taki zawsze się znalazł), by dłużej cieszyły oczy pięknymi kwiatami.
Im bardziej o tych uroczych kwiatach myślę, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że gościły w okresie około świątecznym w domu mojego dzieciństwa:)
Grudniowa magia działa...



Na fali wspomnień postanowiłam także i w tym roku mianować cyklamen moją grudniową rośliną numer 1.

KWIATY JAK MOTYLE

Tak myślałam o fiołkach alpejskich dzieckiem będąc. I prawdę mówiąc myślę tak nadal. Wyglądają zupełnie jak wielkoskrzydłe barwne motyle, które na chwilę przysiadły na marmurkowych liściach.






SKĄD SIĘ WZIĘŁY?

Najbardziej znanym u nas gatunkiem jest cyklamen perski (Cyclamen x persicum).
Jest mieszańcem powstałym ze skrzyżowania wielu gatunków  rosnących głównie w obszarze śródziemnomorskim. No i  nic dziwnego, że za nimi przepadam. Rejony Morza Śródziemnego to miejsca szczególnie przeze mnie ukochane. Lubię śródziemnomorskie wybrzeża Hiszpanii i Grecji. Śmiem nawet zaryzykować twierdzenie, że w poprzednim wcieleniu musiałam mieszkać w tamtych rejonach. Może w Andaluzji???
Kocham wszystko co śródziemnomorskie, łącznie z dietą;-)
Nic więc dziwnego, że i kwiaty stamtąd się wywodzące są mi bliskie szczególnie.

Fiołki alpejskie można w stanie dzikim spotkać w górach Grecji, Cypru czy Krety. Rosną też w Azji Zachodniej i Północnej Afryce.
Lubią rosnąć w lasach sosnowych, pod dębami czy wśród gajów oliwnych.
Czasem rosną bardzo wysoko w górach (na przykład Cyclamen parviflorum potrafi wspiąć się aż na wysokość 2300 m).
Znany nam cyklamen perski to roślina do wnętrz, do uprawy w ogrodzie się nie nadaje.




A CO Z NAZWĄ???

Nie trzeba do tego fachowca,
Bo każdy z miejsca zdoła
Odróżnić alpejski fiołek
Od leśnego fiołka,
Albo od zwykłego fioła.
Ma w sobie coś giętkiego,
Wężową jakąś strukturę,
Choć z Alpami to on ma tyle wspólnego,
Co ja z Chińskim Murem.
                                (Ludwik Jerzy Kern "Portrety kwiatów)

Z dzieciństwa pamiętam nazwę "fiołek alpejski", tak mówiła o nim moja Mama.
I pod taką nazwą znany jest i dzisiaj, choć coraz częściej zastępuje się ją łacińską nazwą rodzajową, zwąc go po prostu cyklamenem.



Kto go tak nazwał do końca nie wiadomo.
"Fiołek alpejski" to kalka z języka niemieckiego "Alpenveilchen" , całkowicie zresztą nieuzasadniona, bo kwiat ten  fiołkiem nie jest, nie jest nawet dalekim krewnym prawdziwego fiołka alpejskiego (Viola alpina), który wygląda tak:



źródło zdjęcia WIKIPEDIA


 Nie pochodzi też z Alp, no może poza jednym gatunkiem (Cyclamen europeaum), który właśnie w Alpach ma swoje naturalne stanowiska.

Nazwa rodzajowa - cyklamen - pochodzi od  greckiego kyklaminos (od kyklos - koło), którą roślina otrzymała ze względu na kulisty kształt bulwy. Choć inne źródła podają, że ze względu na kształt liści czy nawet na spiralnie skręconych szypułek kwiatowych. Znowu jedna wielka niewiadoma...

A dlaczego "perski" - też trudno powiedzieć, jako że pierwsze bulwy zostały sprowadzone do Paryskiego Ogrody Botanicznego nie z Persji, jak sugerowałaby nazwa, ale z Palestyny.
Tak więc z nazwą zamieszanie niemałe;-)

Jak zwał tak zwał, ale trudno tak urodziwej rośliny nie kochać;-)




CYKLAMENY WE FLORYSTYCE

Pamiętam, że lata temu, kiedy byłam tuż przed swoim ślubem, zamarzyła mi się wiązanka ślubna z 
cyklamenów właśnie.
Sama się jeszcze  wówczas florystyką nie zajmowałam. A gdybym nawet się zajmowała, to i tak bukietu dla siebie bym raczej nie robiła, bo ponoć przynosi to pecha... Przesądna niby nie jestem, ale po co kusić los;-)))
Udałam się więc do jednej z zacniejszych w owych czasach, wrocławskich kwiaciarni i przedstawiłam panu (tak, tak: w kwiaciarni królował FACET!!!) moje cyklamenowe marzenie.
No i co? No i pstro! Pan odmówił kategorycznie zrobienia bukiecika z cyklamenów, twierdząc, że zwiędły by, zanim doszłabym do ołtarza:(
Kto mi odpowie na pytanie DLACZEGO???, skoro dzisiaj czytam w wielu źródłach, że kwiaty cyklamenów także po ścięciu są bardzo trwałe? Dlaczego zatem nie dostałam swojego wymarzonego ślubnego bukietu???
Tak sobie myślę, że po prostu współczesne odmiany cyklamenów mogą być znacznie trwalsze niż te sprzed lat. I w tym tkwił cały problem chyba...
Czy mam rację? Ktoś może mnie oświecić w tym względzie?

No ale powróćmy z przeszłości do czasów współczesnych.
Dzisiejsze panny młode bez jakichkolwiek przeszkód mogą zamawiać cyklamenowe bukieciki do ślubu.
Chociaż przyznać Wam muszę, że mnie się takie zamówienie dotąd nie trafiło.




 zdjęcie pochodzi STĄD




zdjęcie pochodzi   STĄD

Te urokliwe, delikatne kwiaty nadają się do tworzenia wdzięcznych kompozycji przede wszystkim w okresie Bożego Narodzenie, ale nie tylko.
Intensywne barwy cyklamenowych aranżacji rozweselą i rozświetlą nawet najbardziej szary zimowy dzień.
Popatrzcie, co udało mi się znaleźć w odmętach Internetu.


 zdjęcie pochodzi STĄD

Urokliwy zimowy bukiecik w którym fuksjowej barwy cyklameny połączono z gałązkami sosny i białymi owocami śnieguliczki i drobniutkimi szyszkami z pewnością pięknie zaprezentuje się na świątecznym stole.

 Albo taka dekoracja jak na poniższym zdjęciu: miniaturowe fiołki alpejskie w doniczkach w towarzystwie szlumbergery, również mini. Świąteczny charakter kompozycji podkreślają drobne gwiazdki przyklejone do czerwonych pędów derenia białego oraz rajskie jabłuszka, którymi wypełniono talerz.


zdjęcie pochodzi STĄD


A może cyklameny w adwentowej odsłonie?
Świerkowymi szyszkami oklejono słomiany pierścień, a wewnątrz umieszczono małe fiołki alpejskie w doniczkach w towarzystwie innych roślin doniczkowych.
Do tego długie czerwone świece i niebanalny stroik adwentowy gotowy.


zdjęcie pochodzi STĄD

Intensywnie czerwone kwiaty cyklamena pięknie kontrastują z zimową srebrzystością kalocefalusa Browna. Gałązki ostrokrzewu pokryte koralowymi owocami są pięknym świątecznym akcentem w tej aranżacji.


zdjęci pochodzi STĄD

A poniżej już bez żadnych wątpliwości dekoracja cyklamenowa na Boże Narodzenie.
Czerwień bombek, identyczna jak kolor kwiatów, pięknie odcina się od srebrzystego kalocefalusa i ciemnej zieleni liści fiołka.



zdjęcie pochodzi STĄD

A może dekoracja w mroźnej bieli?



zdjęcie pochodzi STĄD

I  arktycznym chłodzie srebra i błękitu?


zdjęcie pochodzi STĄD

A na zakończenie propozycja cyklamenowego wianka.
To coś dla mnie, bo jak wiecie za wiankami wszelakimi przepadam;-)
Wianek  po prawdzie wypleciony został z niebieskawych gałązek owocującego eukaliptusa, a cyklameny umieszczono w dowiązanych do niego fiolkach z wodą.
Mnie ta propozycja bardzo przypadła go gustu. A Wam?


zdjęcie pochodzi STĄD

Pamiętajmy, że jeśli chcemy pozyskać kwiaty do kompozycji czy bukietu z naszego doniczkowego fiołka alpejskiego, to należy lekko "wykręcić"łodyżki kwiatowe z bulwy.
Przed ułożeniem ich w kompozycji natomiast, przyciąć ich końce ukośnie ostrym nożem.
Intensywnie kwitnący cyklamen nawet "nie zauważy", że odrobinę go przerzedziliśmy;-)
Jeśli natomiast kwiaty cyklamenów nie będą umieszczane w gąbce florystycznej, lecz bezpośrednio w wodzie, wówczas ich łodygę dobrze jest przyciąć prostopadle i rozciąć wzdłuż na długości 2-3 cm.
Zaleca się  też  czasami nakłucie łodygi szpilką do wysokości ok. 5 cm.

I na tym kochani kończę moje cyklamenowe rozważania i cyklamenowe wspomnienia.
Niezależnie od tego, czy fiołki alpejskie rzeczywiście były na stole świątecznym mojego dzieciństwa, czy też umieszcza je tam moja wyobraźnia, pozostają one do dziś jednymi z moich najulubieńszych kwitnących kwiatów doniczkowych.
Są piękne, to niekwestionowana sprawa, dodatkowo były jednymi z najulubieńszych kwiatów mojej Mamy.
Zawsze będą mi się z Nią kojarzyły... Czy trzeba więcej, by kochać je miłością wielką?

Moi mili, ponieważ to ostatni wpis w tym roku, przyjmijcie ode mnie życzenia wszystkiego co najlepsze na Nowy 2019 Rok.
Niech będzie KWIATAMI USŁANY;-)

Do napisanie w przyszłym roku.

FLORENTYNA













Viewing all 136 articles
Browse latest View live